Polska-Litwa: przezwyciężyć stereotypy

W przedwojennej Polsce moi dziadkowie także nie mogli pisać swoich nazwisk w języku litewskim, ale nie stali się z tego powodu Polakami – przypomina litewski publicysta

Publikacja: 02.11.2010 00:26

Polska-Litwa: przezwyciężyć stereotypy

Foto: Archiwum

Kilka dni temu litewska telewizja publiczna pokazała sentymentalny obrazek: prezydenci Polski i Litwy, Lech Kaczyński i Valdas Adamkus rozmawiają na pokładzie polskiego samolotu rządowego. Był to ten sam samolot, który 10 kwietnia rozbił się w Rosji, w Smoleńsku. Ta katastrofa dotknęła wielu Litwinów. Od razu nasunęło się jednak pytanie: czy w obecnych warunkach prezydenci dwóch sąsiadujących ze sobą państw będą mogli wsiąść do tego samego samolotu bez obawy, że polscy i litewscy wyborcy nie odbiorą tego wrogo?

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski już odpowiedział: „Uważam, że relacje z Litwą są tak naprawdę takie same jak od wielu lat, tylko teraz zostały nazwane”. Minister Sikorski jest w Polsce popularnym politykiem. Pozostaje nadzieja, że jest nim nie ze względu na swoje poglądy na stosunki polsko-litewskie. Rzadko się bowiem zdarza, by szef dyplomacji europejskiego kraju publicznie przedstawiał pogorszenie się stosunków z sąsiadem jako sukces.

[srodtytul]Hojność Orlenu?[/srodtytul]

Wrzodem na stosunkach polsko-litewskich jest energetyka, a konkretnie inwestycja polskiego kapitału w rafinerię Mażeikiu Nafta (Możejki). Wśród polskich polityków powszechne jest przekonanie, że od 2006 roku Litwini ciągle wsadzają polskim inwestorom kij w szprychy. Zajmujący się tą sprawą polscy dziennikarze dodają, że Litwa nie doceniła szlachetnego wysiłku Polski. Oto za 3 miliardy dolarów Orlen wyrwał perłę w koronie litewskiej energetyki z rąk rosyjskiego kapitału. Jest to, delikatnie mówiąc, bardzo przesadzona ocena sytuacji.

W 2006 r. do litewskiego rządu należała tylko jedna trzecia akcji rafinerii w Możejkach, reszta była własnością pozostającego dziś w stanie upadłości rosyjskiego koncernu naftowego Jukos. Zamiarem litewskiego rządu była nie tylko korzystna sprzedaż akcji, ale również zagwarantowanie zakładowi pracy w przyszłości. Orlen nie spełniał co najmniej jednego kryterium przetargu ogłoszonego przez litewski rząd: nie miał złóż ropy naftowej i nie mógł zapewnić ciągłości dostaw surowca.

O wyniku przetargu przesądziło to, że Orlen zaoferował biznesmenom z Jukosu najwięcej pieniędzy. Po zawarciu porozumienia między Orlenem a Jukosem rząd litewski wykupił akcje rosyjskiej spółki i cały pakiet sprzedał polskiemu koncernowi. Czy Orlen dobrze ocenił opłacalność przerabiania ropy naftowej w Możejkach?

Już wtedy wiadomo było, że Litwa sprzedaje akcje w najlepszym dla siebie momencie, kiedy osiągnęły one rekordową cenę. W 1998 roku amerykański koncern Williams kupił 30 proc. akcji tej rafinerii za zaledwie 75 mln dolarów.

Jako dziennikarz zajmujący się biznesem wiem, że inwestycje w Polsce również natrafiają na różne przeszkody. Nigdy jednak nie słyszałem, żeby przedsiębiorca litewski po klęsce inwestycyjnej w Polsce zrzucał winę na „polskich nacjonalistów”.

Na Litwie opinie na temat ekonomiczno-geopolitycznego altruizmu Polski są podzielone. Znamienny jest fakt, że do wstąpienia Polski i Litwy do UE między dwoma naszymi państwami nie był realizowany żaden integracyjny projekt infrastrukturalny, który wiązałby się z korzyściami dla krajów bałtyckich. Do 2004 roku Polska nie interesowała się budowaniem transgranicznych linii elektrycznych czy rurociągów gazowych.

[srodtytul]Zawiedzione nadzieje[/srodtytul]

Przez ostatnie dwie dekady dobre stosunki między Litwą i Polską opierały się na pięknych tradycjach polskiej „Solidarności” i litewskiego ruchu Sajudis. W latach 90. litewscy i polscy inteligenci chcieli na fundamentach kontrowersyjnej przeszłości stworzyć nową jakość. Przed kilkoma laty mówił o tym w rezydencji litewskiego prezydenta Adam Michnik: „To niewiarygodne, że nie ma już granic oznaczonych kolczastym drutem, a Polacy do Wilna i Lwowa mogą jeździć swobodnie, prawie jak do domu”.

Czułem wtedy, że go rozumiem. Tak jak Polacy mogli jeździć na Litwę, tak do Polski, w okolice Puńska mógł pojechać mój ojciec, który się tam urodził. Niemieccy naziści wygnali go razem z rodzicami w 1940 roku na Litwę, która wówczas znajdowała się pod sowiecką okupacją.

Kiedy Michnik wygłaszał przemówienie, wyobrażano sobie, że będziemy jeździć do siebie nawzajem i spokojnie ze sobą rozmawiać, zachowując prawo do różnych interpretacji przeszłości, a wzajemne stereotypy zostaną przezwyciężone bez ciężkiej pracy, cierpliwości i odpowiednio ukierunkowanej polityki w obu krajach, a nawet bez poważnej debaty na temat przeszłości. Impuls do zakończenia historycznego sporu o zajęcie Wilna przez Polaków dał w czasie pielgrzymki na Litwę w 1993 roku Jan Paweł II.

Jednak, tak jak w wielu innych przypadkach, okazało się, że stereotypy są silniejsze od najbardziej szczytnych idei.

To prawda, że Polacy mieszkający na Litwie do dzisiaj nie mogą w oficjalnych dokumentach pisać swoich nazwisk, używając polskich znaków. Z pewnością jest to dla polskiej strony trudne do przyjęcia.

Polacy nie rozumieją, dlaczego wśród Litwinów taki opór wzbudza propozycja zastąpienia litery „V” literą „W”. Trzeba jednak pamiętać, że państwa, które w XX wieku doświadczyły radzieckiej okupacji, mają inne doświadczenia od krajów, które były tylko satelitami ZSRR. Jestem pewien, że jeśli w latach komunistycznego reżimu w katedrze filologii polskiej na uniwersytecie w Krakowie albo Warszawie obowiązywałby wymóg pisania części dokumentów w języku rosyjskim, to teraz również w Polsce znalazłoby się wielu wpływowych filologów-fundamentalistów, którzy każdy zamach na reguły pisowni traktowaliby jako zagrożenie dla kulturowej tożsamości narodu.

[srodtytul]Litewska wrażliwość[/srodtytul]

Prezydent Litwy Valdas Adamkus, składając polskim władzom obietnicę rozwiązania problemu pisowni nazwisk, znacznie przecenił swoje możliwości. Adamkus nigdy nie był entuzjastą żmudnej politycznej pracy, nie radził sobie dobrze z ukierunkowanymi działaniami w tej sprawie, a w trakcie swojej drugiej kadencji jego wpływ na politykę krajową był niewielki. Z pewnością duże znaczenie miał też fakt, że były prezydent dużą cześć swojego życia spędził w Ameryce i miał inne doświadczenia niż jego rodacy, którzy przeżyli okupację na Litwie.

I jeszcze jedno – w przedwojennej Polsce moi dziadkowie także nie mogli pisać swoich nazwisk w języku litewskim, ale nie stali się z tego powodu Polakami. Wręcz przeciwnie, wzrastało w nich poczucie tożsamości narodowej.

[srodtytul]Paranoja polskich publicystów[/srodtytul]

Kolejną drażliwą kwestią jest zwrot ziemi przedwojennym polskim właścicielom. Z powodu popełnionych przed kilkoma laty politycznych błędów proces odzyskiwania ziemi trwa na Litwie do dziś. Gdy stworzono możliwość zamiany przedwojennej własności ziemskiej na majątki znajdujące się „bliżej miejsca zamieszkania”, zapanował chaos i ogromny wybuch korupcji, a nieformalne wpływy stały się ważniejsze niż dokumenty własności. Ziemia w stolicy była, rzecz jasna, najbardziej pożądana. Ten problem dotknął, niestety, mieszkających tu Polaków.

Jednak stosunek polskich publicystów do tej sprawy jest bliski paranoi, pojawiają się opinie o chęci wyniszczenia polskiej mniejszości przez Litwinów. Tymczasem stosowanie kryteriów narodowych jest nie na miejscu. Na Litwie nikt nie pisze, że za przestępczość na Wileńszczyźnie odpowiadają miejscowi Polacy, choć można by wysnuć takie wnioski, patrząc na kryminalne kroniki bohaterów i ich narodowość.

[srodtytul]Chwilowy konflikt[/srodtytul]

Żadne przepisy nie pomogą zjednoczyć i zbliżyć ludzi, dopóki w powiecie sejneńskim słowo „Litwin” będzie używane w takim kontekście, w jakim w Ameryce stosuje się słowo „Nigger”, a mieszkający w Dziewieniszkach Polak będzie postrzegany jako zakochany w Aleksandrze Łukaszence prymityw żyjący w domu bez toalety. Zmiana takiego sposobu myślenia jest prawdziwym wyzwaniem dla intelektualistów i polityków z obu stron granicy.

W tym roku po raz pierwszy przywiozłem swoje dzieci do Puńska.To być może paradoks, ale w myślach dziękuję Polsce, że mogę pokazać dzieciom, jak mogłaby wyglądać Litwa, gdyby nie wygnano naszych najlepszych rolników na Sybir, gdyby nie próbowano wszelkimi sposobami wynaradawiać moich rodaków i nie zniszczono w nich szacunku dla własności prywatnej. Tego głębokiego poczucia wdzięczności z pewnością nie zatrą chwilowe konflikty między naszymi krajami.

[i]—wsp. tyc[/i]

[i]Autor jest litewskim dziennikarzem i publicystą. Pracuje dla dziennika „Verslo žinios” i miesięcznika „Verslo klas?”. Publikował w gazetach „Respublika” i „Lietuvos žinios”. Pracował też w litewskiej telewizji publicznej[/i]

[ramka]Pisała w opiniach:

Maja Narbutt

[link=http://www.rp.pl/artykul/554530.html]Po braterstwie nie został ślad[/link][/ramka]

Kilka dni temu litewska telewizja publiczna pokazała sentymentalny obrazek: prezydenci Polski i Litwy, Lech Kaczyński i Valdas Adamkus rozmawiają na pokładzie polskiego samolotu rządowego. Był to ten sam samolot, który 10 kwietnia rozbił się w Rosji, w Smoleńsku. Ta katastrofa dotknęła wielu Litwinów. Od razu nasunęło się jednak pytanie: czy w obecnych warunkach prezydenci dwóch sąsiadujących ze sobą państw będą mogli wsiąść do tego samego samolotu bez obawy, że polscy i litewscy wyborcy nie odbiorą tego wrogo?

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać