Zła pamięć o IV RP

Mijają cztery lata, a zła pamięć o IV Rzeczypospolitej, lęk przed jej powrotem wciąż rzeźbią kształt sceny politycznej. Jest silna partia rebelii i dominująca partia zaporowa. I tak być powinno, dopóki istnieje zagrożenie – pisze publicysta

Publikacja: 28.07.2011 19:29

Waldemar Kuczyński

Waldemar Kuczyński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

W opublikowanym niedawno artykule ("Polityczny kartel", "Rz" z 10 lipca 2011 r.) Paweł Śpiewak i Ryszard Bugaj próbują rehabilitować IV RP, ponownie ją "ucnotliwić". Czytając ten artykuł, przypomniałem sobie czyjeś powiedzenie, że słowa rzucone w niedobry czas wracają demonem. To nie cytat, ale taki był sens. Paweł Śpiewak miał nieszczęście w zły czas napisać ("Koniec złudzeń", "Rz" z 23 stycznia 2003 r.), że III Rzeczpospolita wyczerpała swoje możliwości i czas na IV. I ona wróciła pisowskim złym duchem.

Czas bezrozumnej  masakry

Czas był zły, bo po ujawnieniu w końcu grudnia 2002 r. przez "Gazetę Wyborczą" korupcyjnej propozycji złożonej przez Lwa Rywina zaczęła się przewalać przez media czarna publicystyka i propaganda przeciwników rządu Leszka Millera. To nie zawsze była potrzebna krytyka, to była bezrozumna masakra.

Czynu Rywina oraz złych rzeczy, które znaleźć można wszędzie, a tym bardziej podczas burzliwej przemiany, użyto jako argumentów w niesprawiedliwych ocenach pierwszych kilkunastu lat niepodległości. Dopomógł temu SLD, uwierzywszy, że w 2001 r. rozgromił prawicę na lata, i hejże korzystać z profitów władzy.

Bieganina za "porażającymi" aferami i zamieszanymi w nie ludźmi ze świecznika trwała kilka lat. W tej bieganinie troska o państwo została zadeptana przez pragnienie mediów, by odkryć "swoją" aferę większą niż konkurenci, i przez pragnienie rozbitków z AWS oraz wychodźców z Unii Wolności, by się odkuć po porażce w wyborach, biorąc odwet na komunie.

Poszukiwanie paskudztw III Rzeczypospolitej nazywano moralną rewolucją lub wzmożeniem moralnym. Po nich państwo miało zostać oczyszczone z korupcji i ze skorumpowanych, a obywatele mieli je bardziej lubić i bardziej angażować się w pracę dla jego dobra.

Demolka świadomości społecznej

Skutki okazały się odwrotne do oczekiwań tych – także Pawła Śpiewaka, o czym niżej – którzy odsłaniali ponury rzekomo kres III RP. Oczyszczono niewiele. Do dziś nie wiadomo, czy i co kryło się za wizytą Rywina u Michnika, może poza wypitym przez winnego afery pół litra.

Z wielomiesięcznych dochodzeń w sejmowej komisji śledczej do spraw Orlenu został zapis polowania na czarownice, głównie z SLD, coś w rodzaju maccartyzmu po polsku. Do dziś nie wiadomo, czy afera była i na czym polegała – a miała być największa po 1989 r. Nic nie zostało też z niemal równie strasznej, ale mgławicowej afery PZU. Tymczasem rzeczywista korupcja za parawanem antykorupcyjnej histerii miała się zapewne całkiem dobrze.

Świadomości obywateli nie naprawiono, lecz ją zdemolowano. Odebrano ludziom uzasadnioną satysfakcję z kilkunastu lat niepodległości, przekonując, że wszystko, czego się dotknąć, zostało zrobione źle i działa fatalnie, że politycy i złe elity zmarnowały czas i pracę narodu, że Polska, gdzie popatrzeć, jest czarną dziurą w środku Europy.

Pierwszym skutkiem nie było wzmożenie, lecz zniechęcenie, głównie tych wyborców, którzy poczuli się zawiedzeni przez lewicę, ale nieprzekonani przez prawicę. Ci zostali w dniu wyborów w domu. Frekwencja w 2005 r. dramatycznie się załamała. Była o 10 punktów procentowych (o 20 proc.) niższa niż cztery lata wcześniej. Najniższa też od upadku komuny – oto wyrazisty dowód zmiany moralnej rewolucji w niemoralną demolkę ludzkich głów.

Paranoja, nacjonalizm i lump u władzy

Skutkiem drugim było dojście do władzy najgorszej koalicji w dziejach – kombinacji nacjonalizmu i lumpenpolityki, z paranoją widzącą w kraju tajemny układ, który trzeba zniszczyć, aby zbudować IV Rzeczpospolitą. Paweł Śpiewak czuł się pewno jak ojciec chrzestny. Było też coś dla Ryszarda Bugaja, błędnego rycerza przemierzającego czas w poszukiwaniu prawdziwej lewicy i nieliberalnej alternatywy (patrz "Między Lepperem a Czwartą Rzecząpospolitą" – "Rz" z 13 maja 2003 r.).

IV RP miała być rzeczywiście alternatywą nieliberalną. Państwem, którego podstawą nie są prawa jednostki, prawa obywatela, dobrze zdefiniowane, bo przypisane realnemu bytowi, lecz prawa wspólnoty, enigmy, którą prędzej czy później definiuje jej przywódca. Podobnie jak prawa, które mają przynależeć jej, czyli jemu.

W miarę upływu czasu z nieliberalnej alternatywy zaczął się wyłaniać rzeczywiście nieliberalny zamordyzm i samowola władzy. Minęły tylko trzy miesiące, a już (w styczniu 2006 r.) Śpiewak lamentował, że PiS "traktuje demokrację jak dziwkę do wynajęcia". Taka przenikliwość z odroczonym ujawnieniem się, bo po czasie.

Wzmożenie moralne 2007

Po dwu latach "wzmożenie moralne" rzeczywiście nadeszło. W największej mobilizacji 22-lecia (wzrost frekwencji w stosunku do 2005 r. o 14 punktów procentowych, czyli o 33 proc., o jedną trzecią) i z emocją najsilniejszą od czasu rozgromienia komuny w czerwcu 1989 r. wyborcy odsunęli, wręcz odpędzili, od władzy koalicję, która ich przeraziła, a z Polski zrobiła nadętego dziwaka w środku Europy.

Mijają cztery lata, a zła pamięć o IV Rzeczypospolitej, lęk przed jej powrotem rzeźbią nadal kształt sceny politycznej. Jest silna partia rebelii i dominująca partia zaporowa, która przed nią chroni. I tak powinno być dopóty, dopóki realne niebezpieczeństwo nawrotu istnieje. Choć zgadzam się z obu autorami, że mamy tu pewną patologię (aczkolwiek inaczej ją rozumiem). Owa patologia zdarza się w demokracji, gdy powstaje w niej wpływowa siła zabiegająca nie o inną politykę, lecz o zmianę systemu. Taką patologią były silne partie komunistyczne we Włoszech i we Francji. Taką patologią jest u nas wrogie III Rzeczypospolitej PiS. Wyostrza ją dodatkowo fakt, że nie ma dotąd partii akceptującej system III RP, która, zyskawszy odpowiednie poparcie, mogłaby zastąpić PO u władzy. To daje Platformie nadmiar komfortu mogący też usypiać.

W cytowanym artykule nazywany jestem panglosem III RP, czyli jej chwalcą, co mi nie przeszkadza, choć nie jest prawdą. Popieram obecny ustrój i stanowczo sprzeciwiam się próbom jego obalania i zastępowania innym, szczególnie wszelkiego rodzaju nieliberalnymi, kolektywistycznymi alternatywami. Tu mój sprzeciw jest zajadły. Uważam jednocześnie, że rzetelna – krytyczna rzecz jasna – dyskusja nad stanem III Rzeczypospolitej jest potrzebna. Nie może być jednak dyskusji nad jej likwidacją, bo nie będzie to dyskusja, lecz z istoty rzeczy wojna polityczna. I będzie w niej chodziło tylko o to, kto kogo pokona, a nie jakie osiągnie się porozumienie. Z tym właśnie mamy do czynienia, odkąd PiS zaatakowało III Rzeczpospolitą.

IV RP jako przestroga

Artykuł Bugaja i Śpiewaka jest chaotyczny, bez wyraźnej linii, zarówno gdy chodzi o krytykę, jak i – zwłaszcza – o propozycje zmian. Ale można by z nim dyskutować merytorycznie, gdyby nie był próbą udowodnienia – raczej poprzez bicie się w piersi niż za pomocą argumentów – że IV RP to było coś bardzo fajnego, tylko kuglarz Marcinkiewicz ją wypaczył, a PiS w tym, co robiło, to już w ogóle nie miało z nią niczego wspólnego.

Nie, tak być nie może. Ta nazwa zostanie jako znak lat 2005 – 2007, jako przestroga dla obywateli. Dla nas wszystkich, że demokracja może zostać podważona, i to nie przez rzekomo wyobcowane elity manipulujące milionami obywateli kukiełek, jak sugerują autorzy. Ale przez nierozważne oddanie władzy zwolennikom poprawiania wolności, działającym przez śledcze superstruktury, zawładnięte w noc media publiczne, przez przejmowanie kontroli nad wszystkimi władzami w państwie oraz ośrodkami opinii i wpływu w społeczeństwie.

Szanowni Panowie, nie da się zacerować dziewictwa IV RP i zaproponować jej ponownie jako nieskalanej panny na wydaniu. Trzeba było gwałtownie protestować, kiedy partnerzy marnej reputacji ją niewolili. Teraz dajcie sobie z tym spokój.

Autor jest ekonomistą i publicystą. Był ministrem w rządzie  Tadeusza Mazowieckiego,  doradzał także premierom  Włodzimierzowi Cimoszewiczowi  i Jerzemu Buzkowi

Wyjaśnienie - 3.08.2011 r.

W artykule „Cerowanie dziewictwa IV RP" („Rzeczpospolita", z 29.07.2011) popełniłem błąd statystyczny, na który zwrócił uwagę internauta WK. Napisałem, że wskutek czarnej propagandy i publicystyki poprzedzającej wybory 2005 roku doszło do demobilizacji wyborców i spadku frekwencji o 10 punktów procentowych w stosunku do roku 2001. Naprawdę demobilizacja była mniejsza, ale wyraźna, bo o 5,6 punkta procentowego.

Była to najniższa frekwencja od roku 1989 do dziś. Konkluzja artykułu nie ulega więc zmianie, tylko pewnemu osłabieniu. Internauta podważa też moją opinię, że PiS zostało od władzy w roku 2007 odpędzone, podając jako argument, że dostało o blisko 2 miliony, czyli o 62 proc. głosów, więcej niż w roku 2001. To prawda, ale w tej nadzwyczajnej mobilizacji wyborczej Platforma dostała o ponad 3,8 miliona głosów, czyli o 135 proc., więcej.

Z łącznego przyrostu wyborców obu partii 66 proc. poszło dla PO. Mobilizacja była więc przede wszystkim dla odegnania PiS. Nie jest też prawdą, że Prawo i Sprawiedliwość było jedyną partią, która po sprawowaniu władzy dostała więcej głosów w wyborach. W roku 1997 SLD rządzący od czterech lat dostał o 26 proc. więcej głosów niż w roku 1993. Zarzut kłamstwa czy świadomej nieprawdy pomijam. I jeszcze jedno: wskutek wyjątkowo nieszczęśliwej korekty tego artykułu w redakcji nastąpiło bezsensowne przeinaczenie treści, jakoby koalicja PiS, LPR i Samoobrony była „najgorsza w dziejach". Powinno być: „była najgorsza do dziś", czyli po roku 1989.

Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać