Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy

Dla świadomego konserwatysty zniszczenie państwa prawa w Polsce powinno z PiS uczynić pariasa. Prawicę w Polsce stać na więcej niż na autorytarny Budapeszt.

Publikacja: 02.10.2024 21:24

Czy formacji Jarosława Kaczyńskiego rzeczywiście grozi nieuchronny upadek?

Czy formacji Jarosława Kaczyńskiego rzeczywiście grozi nieuchronny upadek?

Foto: PAP/Tomasz Gzell

W zasadzie od czasu porażki (lub raczej pyrrusowego zwycięstwa) PiS w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych nieustannie w Polsce rozmawia się o końcu partii Jarosława Kaczyńskiego. Ustawiczne proroctwa upadku wygłaszane przez publicystów i polityków co jakiś czas zagłuszane są wciąż przyzwoitymi wynikami PiS w kolejnych wyborach, a także sondażami. Wówczas sceptycy teorii i sami zainteresowani z satysfakcją chwytają się już utartego w tym dyskursie zwrotu: „Pogłoski o śmierci PiS są mocno przesadzone”.

Czy jednak formacji Jarosława Kaczyńskiego rzeczywiście grozi nieuchronny upadek? A jeśli tak, to skąd i kiedy miałby on nadejść? Wydaje się, że dzisiaj istnieją trzy główne śmiertelne zagrożenia dla PiS, które mogą przesądzić o jego losie i które niczym widma krążą obecnie nad Nowogrodzką.

Widmo pierwsze: Decyzja PKW. Czy PiS zbankrutuje? 

Zagrożenie pierwsze to oczywiście decyzja PKW odrzucająca finansowe sprawozdania PiS. Na Nowogrodzką zawitało widmo bankructwa. PiS potrzebuje miesięcznie 2 mln zł na funkcjonowanie, a przed nimi na dobitkę kosztowna kampania prezydencka. Partii grozi całkowite pozbawienie subwencji z budżetu państwa. Co gorsza, Jarosław Kaczyński może czuć się współodpowiedzialny za ten kryzys, ponieważ to właśnie PiS w 2019 r. zmieniło przepisy dotyczące wyboru członków PKW, stosując swoją ulubioną, karkołomną filozofię reformy sądownictwa: zwiększając kontrolę Sejmu (w domyśle: większości sejmowej) nad doborem personelu orzeczniczego RP. W 2023 r. PiS straciło większość w Sejmie, gdzie wybrano nowy skład PKW, a ten następnie, zresztą słusznie, bez skrupułów pozbawił PiS subwencji. Oto przykład jak działa miecz obosieczny.

Czytaj więcej

Nowy sondaż partyjny. KO i PiS niemal na równi

Czy jednak problemy z subwencją bezpośrednio doprowadzą do upadku PiS? Otóż to wciąż co najmniej druga największa siła polityczna w Polsce, ciesząca się stabilnym poparciem o wysokości 35 proc. PiS posiada największy klub parlamentarny w Sejmie, który będzie w nim zasiadał w takiej sile najpewniej do 2027 r. Partia Kaczyńskiego ma również mocne przedstawicielstwo w samorządach, europarlamencie i różnych organach państwa. PiS wreszcie to solidne struktury partyjne rozsiane po całej Polsce. Bez subwencji na pewno ciężej będzie temu ugrupowaniu funkcjonować. Ale trwają już całkiem sprawne zbiórki pieniężne – prezes sięga do kieszeni swych wyborców i polityków. PiS poza tym wciąż posiada spore aktywa, zarządzane przez należącą do partii spółkę Srebrna. Pieniądze jakieś na przetrwanie się znajdą. Los jednak chciał, że kryzys finansowy uderzył w PiS tuż przed wyborami prezydenckimi, które w III RP kochają dokonywać fundamentalnych przetasowań na scenie politycznej.

Widmo drugie: Wybory prezydenckie. Czy PiS podzieli los AWS?

I właśnie w wyborach prezydenckich tkwi drugie zagrożenie dla PiS. Jarosław Kaczyński wciąż deliberuje: postawić na kandydata sprawdzonego, dobrze Polakom znanego, Mateusza Morawieckiego bądź Mariusza Błaszczaka; czy też znaleźć kogoś, kto mógłby stać się Andrzejem Dudą 2.0 – kandydata młodego, co najmniej z drugiego szeregu, mniej znanego, wymagającego porządnej promocji. Pierwszy wariant niemalże gwarantuje przejście do drugiej tury, gdzie jednak jeszcze większą gwarancję ma ostateczna porażka. Drugi wariant to ryzykowna zabawa, ale bardzo kusząca, gdyż wejście takiego kandydata do drugiej tury oznaczałoby rozgrywkę naprawdę wyrównaną, wręcz nieprzewidywalną. „Z odpowiednim kandydatem i przy dobrych wiatrach moglibyśmy wygrać te wybory, powrócić na szczyt i odwrócić to wszystko, co ostatnio nas spotyka” – marzy Kaczyński. I właśnie ku temu wariantowi prezes PiS dąży. Ambitnie, ale ryzyko przy tym wariancie jest spore, wręcz śmiertelnie dla PiS niebezpieczne.

Czytaj więcej

Kto kandydatem PiS na prezydenta? Jest faworyt

Od blisko 20 lat żyjemy w epoce dominacji POPiS-u. Partii, które pierwszy raz weszły do Sejmu w 2001 r. Obie powstały na skutek przetasowań politycznych po wyborach prezydenckich w 2000 r., w których Aleksander Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze, a lider AWS Marian Krzaklewski zajął dopiero trzecie miejsce. Drugie przypadło Andrzejowi Olechowskiemu, przyszłemu współzałożycielowi PO. W rezultacie AWS się rozpadła, a Unia Wolności zmarginalizowała. PiS wykorzystało upadek AWS i popularność Lecha Kaczyńskiego, ministra sprawiedliwości, a PO powstała na bazie sukcesu Olechowskiego. Podobny los może czekać PiS, jeśli jego kandydat nie wejdzie do drugiej tury w 2025 r. Wówczas ten, kto stanie w tej drugiej turze miast kandydata PiS będzie miał otwartą ścieżkę do zepchnięcia partii Kaczyńskiego na margines polskiej polityki.

Czy szanse na taki scenariusz są obecnie wysokie? Z mało rozpoznawalnym kandydatem i przy znacznie ograniczonych zasobach finansowych na jego promocję oraz kampanię PiS wydaje się szczególnie narażone na spektakularną porażkę. Sęk jednak w tym, kto miałby potencjalnie prześcignąć nominata Nowogrodzkiej w wyścigu do drugiej tury. Opcje na stole dzisiaj są tylko dwie: Sławomir Mentzen i Szymon Hołownia.

O ile Krzysztof Bosak mógłby odebrać PiS dużą część jego elektoratu przy mało przekonującym kandydacie Kaczyńskiego, to z Mentzenem jako kandydatem Konfederacji taki scenariusz ma małe szanse. Mentzen to przede wszystkim skrzydło wolnościowe Konfederacji, to przywódca spadkobierców ideowych Janusza Korwin-Mikkego. Cieszy się on dużą sympatią wśród młodych przedsiębiorczych mężczyzn, ale ciężko wyobrazić sobie, aby mógł z sukcesem dotrzeć do trzonu wyborców PiS: ludzi z małych miast i wsi, osób starszych, konserwatywnych katolików. Jak zresztą Mentzen ze swoją wolnorynkową narracją ma przekonać do siebie emerytów, którzy na PiS głosują także z wdzięczności za trzynastki i czternastki?

Jedynym realnym zagrożeniem dla drugiej tury nieznanego kandydata Kaczyńskiego byłby kandydat z zewnątrz, zdolny powalczyć o szeroki elektorat prawicowy. Jakiś nowy Kukiz

Tymczasem Szymon Hołownia swoją polityczną szansę zmarnował. Trzecia Droga uzyskała w wyborach parlamentarnych świetny wynik, stała się sejmowym języczkiem u wagi, Hołownia został marszałkiem Sejmu. To był bardzo dobry punkt startowy, aby sięgnąć po nowy elektorat, wyruszyć w którąś stronę spektrum politycznego i wyraźnie zaznaczyć tam swoją pozycję. Z liberalnym Donaldem Tuskiem jako premierem oraz Lewicą w koalicji oczywistym wówczas kierunkiem był solidny skręt w prawo. Profil Hołowni jako człowieka głęboko wierzącego i wywodzącego się ze ściany wschodniej Polski dawał potencjał, aby sięgnąć po chociaż część elektoratu PiS. Tak się jednak nie stało, a nawet w kwestii aborcji Hołownia ostatecznie skapitulował, głosując za jej depenalizacją. Jego partia Polska 2050 nie wyróżnia się dzisiaj niczym szczególnym od Platformy. Zresztą duża część jej posłów to dawni działacze PO. Tym bardziej przy takich kadrach ciężko byłoby im dokonać skrętu w prawo, na co jest już obecnie i tak za późno. A między PiS a PO jest ciasno i Hołowni najpewniej w najbliższych wyborach pozostaje zacięty bój ze Sławomirem Mentzenem o trzecie miejsce.

Jedynym zatem realnym zagrożeniem dla drugiej tury nieznanego kandydata Kaczyńskiego byłby kandydat z zewnątrz, zdolny powalczyć o szeroki elektorat prawicowy. Jakiś nowy Kukiz. Spekuluje się o Jacku Siewierze. Dopóki jednak pozostają to tylko spekulacje, dopóty PiS może spać spokojnie.

Widmo trzecie: Odejście Jarosława Kaczyńskiego. Czy PiS pogrąży sukcesja?

Trzecie śmiertelne zagrożenie dla PiS jest najmniej określone w czasie, ale zarazem najbardziej nieuniknione i najpoważniejsze – to odejście Kaczyńskiego. Z przyczyn naturalnych bądź innych na pewno stosunkowo niedługo nastąpi, Jarosław Kaczyński to sędziwy człowiek. Co wtedy? Nie ma i nie było w Polsce bardziej osobistej i wodzowskiej partii niż PiS. Dobre i złe strony PiS są po prostu emanacją dobrych i złych stron jego prezesa. PiS wreszcie to wiele nurtów politycznych, wiele środowisk, które Kaczyński przez lata łączył i konsolidował, aby przekuć je w monolit partyjny, który dzisiaj dobrze znamy. Frakcje te jednak wewnątrz partii wciąż funkcjonują, a prezes jest tym klejem, który je trzyma w jednej strukturze. Gdy zabraknie kleju, konstrukcja się rozpadnie. Bo któż inny mógłby tym klejem tam być?

Wydaje się, że dzisiaj w PiS są trzy najmocniejsze frakcje, na których czele stoi trzech pretendentów sukcesji. Mamy skrzydło najbardziej na prawo, katolicko-narodowe, ideowo bliskie narodowcom Bosaka. Na przywódcę tego skrzydła chyba wyrósł już Przemysław Czarnek. Po drugiej stronie spektrum jest Mateusz Morawiecki i jego zaplecze polityczne. Można ich nazwać centroprawicą PiS. Wreszcie pośrodku zasiada Mariusz Błaszczak, którego poglądy ciężko określić inaczej, niż że są one w pełni wierne poglądom prezesa. Frakcja Błaszczaka to wszelcy lojaliści Kaczyńskiego, przedstawiciele zakonu PC, wierni „pułkownicy” w wodza długiej wędrówce. Błaszczak to także największa kontrola nad aparatem partyjnym, co wraz z namaszczeniem od Kaczyńskiego daje mu w tej grze o sukcesję sporą przewagę.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: PiS popłynął na powodzi. Odwołanie kongresu ujawnia chaos w partii Kaczyńskiego

Jak jednak będzie z tą sukcesją? Nie jest to prosta zabawa i wymaga ona sojuszy. O ile ciężko wyobrazić sobie Błaszczaka tworzącego z sukcesem nową partię poza PiS, to tym ciężej byłoby o sojusz Morawieckiego z Czarnkiem. Dzieli ich przepaść. Tymczasem sojusz Błaszczaka z Morawieckim bądź Czarnkiem to niemalże gwarancja powstania nowego konkurenta PiS pod przywództwem wypchanego pretendenta. Sojusz dwóch pretendentów przeciwko jednemu prowadzi w najlepszym wypadku do poważnego osłabienia pozycji PiS na prawicy, w najgorszym – do pełnego rozpadu partii. Najmądrzej zatem by było, gdyby po Kaczyńskim zawiązał się triumwirat. Morawiecki i Czarnek otrzymaliby znaczne wpływy w partii jako liderzy dwóch skrzydeł, a Błaszczak objąłby formalne przywództwo nad PiS, starając się, aby być tym klejem, tak jak wcześniej był nim jego wódz i nauczyciel.

Brzmi sensownie, ale to chyba niewykonalne na dłuższą metę. Błaszczak ma zdecydowanie za mało autorytetu i charyzmy, aby utrzymać na wodzy ambicje i niesnaski pozostałych pretendentów. Przy pierwszej lepszej porażce politycznej jego przywództwo zostanie zakwestionowane i w partii zacznie się kolejna wojna domowa. Być może dla PiS śmiertelna. Miłośnicy historii klasycznej wiedzą zresztą, jak kończą się triumwiraty. Otóż triumwirat to zawsze rozwiązanie tymczasowe. Ktoś po to jednowładztwo musi w końcu sięgnąć, ale upragniona władza wcale nie musi czekać już na Nowogrodzkiej.

Nic nie trwa wiecznie, dominacja PiS na prawicy może minąć

Przecież oczywiste raison d’etre PiS polega wyłącznie na tym, że partia ta pozostaje głównym udziałowcem prawej strony polskiej sceny politycznej. Bez poparcia znacznej części polskich wyborców prawicowych, bez rządu dusz na prawicy, PiS nie ma znaczenia. Nic nie trwa wiecznie, dominacja PiS na prawicy może minąć, podczas gdy prawica w Polsce pozostanie. Jak słusznie powiedział to niedawno Marcin Mastalerek: „Nie jest powiedziane, że raz na zawsze prawica będzie reprezentowana przez Prawo i Sprawiedliwość”.

Krwawa wojna domowa o sukcesję w PiS po Jarosławie Kaczyńskim najpewniej doprowadzi do rozpadu partii, a więc historycznego przesilenia na prawicy. W przyrodzie jednak nic nie ginie, a prawica w Polsce prędzej czy później będzie potrzebować silnego reprezentanta. Po okresie wielkiej smuty na prawej stronie, okresie powstania rozmaitych walczących ze sobą partii i partyjek, dojdzie do podobnej konsolidacji, jaką przeprowadził Kaczyński. A jest o co walczyć.

PiS to przede wszystkim Jarosław Kaczyński i jego osobiste diagnozy, metody i rozwiązania. Mające swe źródła gdzieś w czarnej komunie, początkach transformacji ustrojowej i wreszcie katastrofie smoleńskiej

Prawica w Polsce to olbrzymia siła, niebagatelna. W różnych odcieniach reprezentują ją partie i politycy od PSL-u Kosiniaka-Kamysza (przy czym Hołownia i jego towarzystwo to jakaś wahająca się hybryda) do Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna (za nim na prawo już jest tylko ściana). Co najmniej 50 proc. polskich wyborców zatem głosuje na partie prawicowe, połowa Polaków to ludzie o poglądach prawicowych.

Prawica w Polsce i jej wyborcy to oczywiście nie jest monolit, reprezentują poglądy często sobie przeciwstawne: wolnościowe i solidarystyczne, narodowe i liberalne, anty -i prounijne. Niemniej próżnia po rozpadzie PiS to wielka szansa, aby prawicę w Polsce ponownie zredefiniować, oczyścić i zintegrować pod nowym sztandarem. Pomimo oczywistych różnic poglądowych na prawicy jestem pewien, że zbudowanie nowego silnego obozu w szerokim duchu konserwatywno-ludowym jest zdecydowanie możliwe. To wręcz w przypadku upadku PiS proces nieunikniony.

Polską prawicę stać na więcej niż na autorytarny Budapeszt

Czy prawica bez Prawa i Sprawiedliwości to szansa czy zagrożenie dla Polski? Oczywiście istnieje sporo propozycji i osiągnięć PiS, z których jakakolwiek prawica w Polsce powinna czerpać wciąż inspirację. Spośród wielu warto nakreślić ich kilka. Polska prawica zawsze powinna zabiegać o Polskę ambitną, tak jak starał się to czynić PiS. Rozwojowe wielkie inwestycje (CPK i inne), znaczne nakłady na zbrojenia, kontrola imigracji, reparacje wojenne od Niemiec, antyrosyjska, postprometejska polityka zagraniczna – oto kilka propozycji, które dzisiaj cieszą się poparciem większości Polaków, które obecnie stara się wyznawać Donald Tusk, a które w dużej mierze wyszły w Polskę z Nowogrodzkiej. Dalej: stanie na straży polskiej tradycji i historii, konsekwentne i stanowcze przeciwstawianie się pedagogice wstydu spod znaku „Gazety Wyborczej”, obrona i kontynuacja dziedzictwa takich postaci jak Jan Paweł II, pielęgnowanie wartości patriotycznych i chrześcijańskich. Wreszcie PiS udało się także wesprzeć tych, którym w tej nowej Polsce aż tak się dotąd nie poszczęściło. Mowa nie tylko o programach społecznych, ale także inwestycjach w Polskę B, która w znacznej mierze jest prawicowa. Ktokolwiek chce prawicą w Polsce zawładnąć, nie może Polski B w swym programie pominąć.

Czytaj więcej

W PiS kryzys, ale i Schadenfreude. Donald Tusk ogłasza "demokrację walczącą"

PiS jednak to przede wszystkim Jarosław Kaczyński i jego osobiste diagnozy, metody i rozwiązania. Mające swe źródła gdzieś w czarnej komunie, początkach transformacji ustrojowej i wreszcie katastrofie smoleńskiej. Sprowadzające się zresztą do usilnej i nachalnej próby, aby w Warszawie uczynić Polakom i Polsce Budapeszt. Przyniosło to dla państwa polskiego i wspólnoty katastrofalne skutki. Oczywiste łamanie konstytucji, zrujnowanie sądownictwa i porządku prawnego, agresywna i ordynarna propaganda za państwowe pieniądze, ataki na wolność mediów, nieatrakcyjna i kontrskuteczna polityka europejska. Oto kilka flagowych dzieł Nowogrodzkiej, które ciążą na PiS i stawiają tę partię w brzydkim świetle. Tymczasem wciąż nie wiadomo, czy III RP po wyczynach Kaczyńskiego odzyska kiedykolwiek ład konstytucyjny. Dla świadomego konserwatysty zniszczenie państwa prawa w Polsce powinno z PiS uczynić pariasa. Prawicę w Polsce stać na więcej niż na autorytarny Budapeszt. Dlatego też prawica w Polsce bez PiS, a więc reset prawicy to dla Polski wielka szansa.

A może POPiS zostanie z nami na dłużej?

Istnieje także scenariusz dla prawicy w Polsce mniej optymistyczny, a za to bardzo deterministyczny. Być może te wszelkie ciągłe przetasowania na scenie politycznej u początków III RP to było zwykłe preludium do ostatecznego nastania nad Wisłą POPiS-u? Być może w nowej Polsce system partyjny, główna polityczna oś podziału, rodziły się w boleściach i urodziły nam Polskę trwale podzieloną na PiS i Platformę, Polskę konserwatywno-ludową i Polskę liberalno-wielkomiejską? Liczne są w demokratycznym świecie systemy quasidwupartyjne z dwiema dominującymi partiami o długich, wielopokoleniowych tradycjach. Są republikanie i demokraci w Stanach oraz torysi i laburzyści w Wielkiej Brytanii, ale także przecież chadecy i socjaldemokraci w młodszej RFN.

Potrzebowalibyśmy ku temu pierwszych poważnych sukcesji w PO i PiS, to sprawa ciężka w przypadku partii wodzowskich, ale być może takie są naturalne koleiny historii? Wówczas PiS i PO zostaną z nami na długo, okrzepną w systemie partyjnym jako partie wielopokoleniowe, a polska kultura polityczna przeżyje skomplikowaną i delikatną transformację.

Nie uważam, aby dzisiaj był to dobry scenariusz dla Polski. Ale kto wie – może nieuchronny?

Co czeka zatem polską prawicę? Nie ma scenariusza pewnego, wszystko płynie, gra o rząd dusz na prawicy pozostaje otwarta. Na pewno za to będzie ciekawie.

Autor

Jan Nowina-Witkowski

Absolwent London School of Economics and Political Science, przedsiębiorca

W zasadzie od czasu porażki (lub raczej pyrrusowego zwycięstwa) PiS w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych nieustannie w Polsce rozmawia się o końcu partii Jarosława Kaczyńskiego. Ustawiczne proroctwa upadku wygłaszane przez publicystów i polityków co jakiś czas zagłuszane są wciąż przyzwoitymi wynikami PiS w kolejnych wyborach, a także sondażami. Wówczas sceptycy teorii i sami zainteresowani z satysfakcją chwytają się już utartego w tym dyskursie zwrotu: „Pogłoski o śmierci PiS są mocno przesadzone”.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?
Opinie polityczno - społeczne
Strzembosz: Natura skorpiona, czyli patologia polskiego systemu partyjnego
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: W Polsce, czyli między Wschodem a Zachodem