Witold Spirydowicz: Dyplomacja III RP – interes partyjny ponad wszystko

Nie mogę się zgodzić z przesadnie negatywnym obrazem polskiej dyplomacji w latach 2016–2023, czyli za rządów PiS. Dyplomacja III RP zawsze była związana z obozem partyjnym – dyplomata polemizuje z szefem służby zagranicznej.

Publikacja: 05.07.2024 04:30

Minister Radosław Sikorski i ambasador w USA Marek Magierowski

Minister Radosław Sikorski i ambasador w USA Marek Magierowski

Foto: PAP/Marcin Cholewiński

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł dyrektora generalnego służby zagranicznej Rafała Wiśniewskiego „Dyplomacja dla III RP, nie dla partii”. Autora, którego znam niemal od trzech dekad, niezmiernie cenię za jego dokonania w dziele budowania MSZ po 1989 r. Nie mogę natomiast zgodzić się ani z tytułem publikacji, ani z przesadnie negatywnym obrazem polskiej dyplomacji w latach 2016–2023.

Dyplomacja III RP zawsze była związana z obozem partyjnym

Co do tytułu, to oczywiście jest to jedynie slogan bez istotnego znaczenia. Dyplomacja III RP zawsze była związana z obozem partyjnym. I jest to rzecz zupełnie naturalna. W mniejszym czy większym zakresie w MSZ obowiązuje bowiem cały czas zasada libido dominandi, tak jak ją pojmował święty Augustyn, a więc pragnienie dominacji określonej grupy w imię własnego (partyjnego) interesu.

Czytaj więcej

Rafał Wiśniewski: Dyplomacja dla III RP, nie dla partii

Przez pierwsze lata odzyskanej niepodległości najbardziej wpływowa była grupa związana z Unią Demokratyczną, a później z Unią Wolności. O awansach decydował symboliczny notes „wujka Bronka”. W okresie późniejszym wraz z postępującym procesem anihilacji tej partii dominacja „unitów” przy obsadzie stanowisk kierowniczych nie była już tak wyraźna. Cały czas wszakże uważali oni siebie ze jedynych predystynowanych do roli prawdziwych dyplomatów.

Co naprawdę działo się w polskiej dyplomacji za rządów PiS

Lata 2016–2023 to czas pewnych zmian. W istocie do MSZ przyjęto wielu ludzi nowych, spoza dotychczasowego układu. Może były wśród nich osoby przypadkowe, bez należytego przygotowania. Chciałbym jednak wskazać również na przykłady bardzo pozytywne. Wymienię tu wciąż urzędujących ambasadorów spoza resortu: Marka Magierowskiego, którego kwalifikacji merytorycznych nikt chyba nie może kwestionować; Jana Emeryka Rościszewskiego, który, co mogłem przez kilka miesięcy obserwować z poziomu centrali, w krótkim czasie niezwykle zaktywizował placówkę, a jego świetne kontakty w środowisku arystokracji francuskiej są niezmiernie przydatne w tym „republikańskim” kraju; wreszcie Konstantego Radziwiłła, którego ród, symboliczny dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zna chyba każdy Litwin. Nie sposób nie wspomnieć również Bartosza Cichockiego, który zakończył już misję w Ukrainie, a który jako jedyny dyplomata w Kijowie ani na chwilę nie opuścił ukraińskiej stolicy. Obok tych nowo przybyłych, mimo powtarzanej narracji o masowych „czystkach”, funkcje ambasadorskie sprawowała przez cały czas liczna rzesza zawodowych dyplomatów, którzy rozpoczęli pracę na długo przed rokiem 2016.

Czytaj więcej

Zbigniew Lewicki: Zmiany PiS w MSZ były złe. Teraz potrzeba większego wyczucia

Odrębnym problemem był natomiast swoisty rokosz niektórych byłych dyplomatów wysokiego szczebla, związanych uprzednio z Unią Wolności czy SLD, którzy stworzyli tzw. Konferencję Ambasadorów, nieformalne ciało kwestionujące politykę zagraniczną MSZ i prezydenta RP. Takie wotum nieufności w tym obszarze, współgrające z interesem partyjnym opozycji, nie miało precedensu w Polsce po roku 1989.

Błędy polityki zagranicznej PiS

Gdy przychodzi ocenić politykę zagraniczną PiS, to oczywiście można dostrzec pewne jej błędy: zbytnie skoncentrowanie na relacjach z USA kosztem partnerów europejskich, przesadnie radykalny kurs antyniemiecki, nieuregulowanie zaszłości historyczne z Ukrainą mimo sprzyjających okoliczności w pierwszym okresie wojny. Niemniej jednak polityka ta niewątpliwie służyła polskiej racji stanu.

I na koniec przykład anegdotyczny. Przez wiele miesięcy opozycja i sprzyjające jej media żywiły się lapsusem jednego z byłych ministrów spraw zagranicznych PiS, który wymienił nazwę nieistniejącego państwa San Escobar. Gdy natomiast kilka dni temu jeden z obecnych wiceministrów, notabene prawnik z cenzusem, grzmiał z trybuny sejmowej, że wobec czarnoskórych przybyszów z Afryki nie wolno używać słowa „Murzyn” lecz „Afroamerykanin”, wszystkie mainstreamowe media milczą. Obecnie rządzącym wolno więcej. Libido dominandi. Interes partyjny ponad wszystko.

Autor

Witold Spirydowicz

Prawnik i dyplomata; ambasador w Maroku (2010–2015) i w Algierii (2016–2023) oraz dyrektor Departamentu Polityki Europejskiej w MSZ (2023)

Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Propozycja Rafała Trzaskowskiego dla polskiej nauki. Bez planu, ładu i składu
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Mityczny zdrowy rozsądek otwiera politykom furtkę do arbitralnych działań
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń