Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł dyrektora generalnego służby zagranicznej Rafała Wiśniewskiego „Dyplomacja dla III RP, nie dla partii”. Autora, którego znam niemal od trzech dekad, niezmiernie cenię za jego dokonania w dziele budowania MSZ po 1989 r. Nie mogę natomiast zgodzić się ani z tytułem publikacji, ani z przesadnie negatywnym obrazem polskiej dyplomacji w latach 2016–2023.
Dyplomacja III RP zawsze była związana z obozem partyjnym
Co do tytułu, to oczywiście jest to jedynie slogan bez istotnego znaczenia. Dyplomacja III RP zawsze była związana z obozem partyjnym. I jest to rzecz zupełnie naturalna. W mniejszym czy większym zakresie w MSZ obowiązuje bowiem cały czas zasada libido dominandi, tak jak ją pojmował święty Augustyn, a więc pragnienie dominacji określonej grupy w imię własnego (partyjnego) interesu.
Czytaj więcej
Obecna zmiana w służbie zagranicznej w kontekście sytuacji zastanej w polskiej dyplomacji po latach 2015–2023 nie jest ani nieodpowiedzialna, ani radykalna – szef służby zagranicznej i dyrektor generalny MSZ polemizuje z prof. Zbigniewem Lewickim.
Przez pierwsze lata odzyskanej niepodległości najbardziej wpływowa była grupa związana z Unią Demokratyczną, a później z Unią Wolności. O awansach decydował symboliczny notes „wujka Bronka”. W okresie późniejszym wraz z postępującym procesem anihilacji tej partii dominacja „unitów” przy obsadzie stanowisk kierowniczych nie była już tak wyraźna. Cały czas wszakże uważali oni siebie ze jedynych predystynowanych do roli prawdziwych dyplomatów.
Co naprawdę działo się w polskiej dyplomacji za rządów PiS
Lata 2016–2023 to czas pewnych zmian. W istocie do MSZ przyjęto wielu ludzi nowych, spoza dotychczasowego układu. Może były wśród nich osoby przypadkowe, bez należytego przygotowania. Chciałbym jednak wskazać również na przykłady bardzo pozytywne. Wymienię tu wciąż urzędujących ambasadorów spoza resortu: Marka Magierowskiego, którego kwalifikacji merytorycznych nikt chyba nie może kwestionować; Jana Emeryka Rościszewskiego, który, co mogłem przez kilka miesięcy obserwować z poziomu centrali, w krótkim czasie niezwykle zaktywizował placówkę, a jego świetne kontakty w środowisku arystokracji francuskiej są niezmiernie przydatne w tym „republikańskim” kraju; wreszcie Konstantego Radziwiłła, którego ród, symboliczny dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zna chyba każdy Litwin. Nie sposób nie wspomnieć również Bartosza Cichockiego, który zakończył już misję w Ukrainie, a który jako jedyny dyplomata w Kijowie ani na chwilę nie opuścił ukraińskiej stolicy. Obok tych nowo przybyłych, mimo powtarzanej narracji o masowych „czystkach”, funkcje ambasadorskie sprawowała przez cały czas liczna rzesza zawodowych dyplomatów, którzy rozpoczęli pracę na długo przed rokiem 2016.