Czas ucieka, a świat się zmienia. Satelity w kosmosie, łazik na Marsie, samochody wodorowe, sztuczna inteligencja. To wszystko ma znaczenie, ale nie w Rosji. Od wieków rządzi tam ten, który ma siłę.
Mądry, zdolny i inteligentny może jedynie pomagać władcy. Przecież ktoś musi leczyć, produkować armaty i budować fortyfikacje. Stąd potrzeba korzystania ze wszystkich wynalazków tego świata. Wszystko dla dobra reżimu. Rosjan od małego uczą, że kraj potrzebuje ich poświęcenia, pracy i, co najważniejsze, posłuszeństwa. Polityką nie wolno się interesować. To temat zakazany. Muszą pamiętać, że są „małymi ludźmi, od których nic nie zależy”. To drogowskaz życiowy, zaszczepiany w podstawówkach, szkołach średnich, uniwersytetach. Od rządzenia jest władca na Kremlu. Bo tak było, jest i będzie.
Prognozy wobec państwa Putina już ostrożniejsze niż w roku inwazji Rosji na Ukrainę
Dynastia Rurykowiczów zaczęła upadać po śmierci jednego z najbrutalniejszych władców w historii tego kraju Iwana IV Groźnego. Tamte rządy zakończyły się klęską państwa i trwającą lata wielka smutą. Panowanie dynastii Romanowów zakończyło się z kolei krwawą rewolucją, wojną domową, utratą znacznej części podbitych niegdyś terytoriów.
Trwający dziesięciolecia komunizm w Rosji też miał „trwać wiecznie”. Upadek Związku Radzieckiego dla wielu był zaskoczeniem, zakończyło się to dla Rosji chaosem i odłączeniem się kolejnych terenów, ucieczką z „imperium” wielu narodów. Nastąpił kryzys gospodarczy i społeczny, postępowała korozja systemu politycznego, a kraj trawiły długotrwałe i wyczerpujące wojny. To kluczowe przyczyny, które pogrzebały wszystkie dotychczasowe reżimy w Rosji. Tym razem zapewne będzie podobnie, ale jeszcze nie teraz.
Po agresji na Ukrainę wiele instytucji zachodnich i komentatorów wróżyło szybki upadek gospodarki rosyjskiej. Niektórzy szacowali, że zasobów Putinowi wystarczy na rok wojny, odważniejsi eksperci mówili, że na dwa. Tymczasem wojna trwa już trzeci rok i Putin wciąż ma pieniądze, by wypłacać pensje pracownikom budżetówki, emerytury i wielotysięczne wynagrodzenia zgłaszającym się do armii najemnikom. Ma też pieniądze na to, by produkować rakiety, którymi nieustannie ostrzeliwuje ukraińskie miasta. Co więcej, w rakietach tych wielokrotnie znajdowano zachodnią (w tym m.in. amerykańską) elektronikę. A to oznacza, że nauczył się sprytnie omijać sankcje i sprowadzać do kraju nie tylko telewizory, smartfony i pralki. Ma za co, bo miliardy dolarów wciąż płyną z eksportu ropy do m.in. Chin i Indii. Dzisiaj międzynarodowe instytucje (w tym Międzynarodowy Fundusz Walutowy) wydają już znacznie bardziej ostrożne prognozy, mówiąc o tym, że Putin przestawił gospodarkę na wojenne tory i zakłady przemysłu zbrojeniowego pracują tam na trzy zmiany, napędzając tym samym gospodarkę.