W polskich realiach politycznych znaczenie przypisywane wyborom prezydenckim bywa często nieproporcjonalnie duże w stosunku do prerogatyw, w jakie konstytucja wyposażyła głowę państwa. Fakt ten sprawia, że rozmaite środowiska poprzez wystawianie swojego kandydata starają się wykorzystać jego wynik jako podstawę do upowszechniania swoich postulatów lub budowy nowych bytów partyjnych.
Czytaj więcej
Chciałbym zobaczyć, jak to jest być kandydatem na prezydenta, a nie da się tego zrobić inaczej, niż startując w wyborach na prezydenta — zapowiedział dziennikarz Krzysztof Stanowski w czasie wywiadu z Andrzejem Dudą.
Tak bywało w przeszłości wielokrotnie: to poprzez walkę o fotel prezydenta Andrzej Lepper próbował dotrzeć do szerszej publiczności ze swoją Samoobroną, Andrzej Olechowski budował Platformę Obywatelską, a Janusz Korwin-Mikke promował swą wolnorynkową agendę. Również w ostatnich latach odnajdujemy podobne przykłady: któż z nas nie pamięta bardzo dobrego wyniku Pawła Kukiza w 2015 r. czy Szymona Hołowni pięć lat później? Wyborcze debiuty wymienionej dwójki nie tylko umocniły ich rozpoznawalność, ale pozwoliły wejść do Sejmu z pokaźną liczbą posłów.
Niezależni kandydaci już potrafili zamieszać w wyborach prezydenckich
Wszystkich wyżej wymienionych kandydatów łączy to, że na etapie udziału w wyborach prezydenckich odżegnywali się od istniejącego układu i w większym lub mniejszym stopniu podkreślali swoją apartyjność. I choć Polskę trudno wskazać jako przykład państwa, w którym tacy kandydaci mają szanse na zwycięstwo, to tendencją powtarzającą się w kolejnych wyborach prezydenckich jest poszukiwanie przez znaczącą grupę wyborców kandydata spoza dotychczasowego politycznego menu.