40 lat temu, na płocie niedaleko Stoczni Gdańskiej, znaleziono powieszonego Jana Samsonowicza – mojego Ojca. W Polsce trwał stan wojenny. Miałem wtedy pięć lat, chociaż z dokumentacji sporządzonej przez milicję wynikałoby, że cztery. Na pewno niewiele rozumiałem z otaczającej mnie rzeczywistości. Niewiele zresztą pamiętam z tamtego okresu – nawet samego Ojca jak przez mgłę. Mam w głowie w zasadzie jedno wspomnienie: wracaliśmy z ogrodu zoologicznego i w autobusie wciąż przeżywałem wszystko, co tam widziałem, a Ojciec spokojnie odpowiadał mi na te same pytania.
Moje dzieciństwo, a później też okres dorastania były czegoś pozbawione. Jako młody człowiek nie umiałem zdefiniować czego. Słyszałem jakieś fragmenty rozmów na temat Ojca. Rozmów, które milkły za każdym razem, gdy ktoś zauważył, że jestem w pobliżu. Pamiętam też wzrok ludzi, którzy o Nim mówili – jakby smutny, zdziwiony i chyba nieco przepraszający. W domu też się nic nie mówiło o Ojcu. Po prostu tego tematu nie było. Długo nie wiedziałem, o co chodzi, ale miałem świadomość, że istnieje jakaś dziura w przestrzeni – nie umiałem jej jednak zdefiniować. Temat Ojca zawsze był w pewnym sensie tabu.
Czytaj więcej
Pion śledczy IPN podejmuje śledztwo w sprawie śmierci działacza opozycji demokratycznej Jana Samsonowicza, który 40 lat temu zmarł w Gdańsku w niejasnych okolicznościach.
Dużo niejasności
Minęło wiele lat, aż w końcu Mama powiedziała mi, że to dlatego, iż całe życie starała się nas chronić – przed możliwymi konsekwencjami naturalnej ciekawości i zajmowania się sprawą Ojca. Podyktowane to było troską.
Kiedy po raz pierwszy, chyba jako nastolatek, w końcu usłyszałem od Mamy w skrócie historię Ojca, dowiedziałem się też, że tuż przed śmiercią widział się z Mamą i przestrzegał. Przed tym, by nie uwierzyła, gdyby nagle wpadł pod tramwaj, wypadł z okna lub zrobił sobie inną krzywdę. Bo – jak mówił – nie zamierza, ale czasy są takie, że ludzie w Polsce giną w dziwnych okolicznościach. Powiedział też, że gdyby jednak coś mu się stało, to żeby nigdy nie dochodziła prawdy, bo ludzie, którzy są mu w stanie coś zrobić, z pewnością są też w stanie skrzywdzić tych, którzy się sprawą za bardzo zainteresują.