Pomysł stworzenia z papieża instrumentu marketingowego przed wyborami może być ukoronowany zorganizowaniem głosowania 15 października, czyli w Dzień Papieski. Strategia jak strategia – może się udać lub nie, ale kiedy się już raz zaczęło nosić portrety, to działania politycznej krucjaty trzeba kontynuować.
„Myślę, że cała sytuacja, związana z atakiem na Jana Pawła II w ostatnim czasie otworzyła wielu ludziom oczy i nawet ci, którzy nie są członkami Kościoła katolickiego czy nie są praktykującymi katolikami (…) nawet oni zobaczyli w tej chwili, że to jest wielka manipulacja” – mówiła w środę w radiu państwowym była premier Beata Szydło, nie wchodząc oczywiście w żadne szczegóły owej manipulacji, choć wiadomo, że winne manipulacji są media i opozycja, a PiS na czele z wezwaną na pomoc Beatą Szydło broni przed nimi świętego Polaka i cały zjednoczony, rozmodlony naród.
Czytaj więcej
W imię zachowania polskiej tożsamości zbiorowej wyłączenie osoby papieża z politycznego sporu w kampanii powinni zadeklarować partie, ich liderzy i Kościół.
To na pewno mobilizuje część elektoratu, czyli jako strategia spełnia swoje zadanie, ale w kampanii po okresie zwierania szeregów zawsze musi nastąpić czas sięgania po nowych głosujących, oczywiście jeśli chce się rządzić. Trzeba więc złagodnieć, skoncentrować się na ofercie socjalnej i pozytywnym przekazie. Ale czy po tej pierwszej reakcji, pełnej gorliwości, wykraczającej daleko poza wskazania Episkopatu, będzie to jeszcze możliwe? A jeśli możliwe, to czy skuteczne?
Nie wiadomo też, czy wyznaczenie wyborów przez prezydenta na 15 października zadziałałoby na korzyść obecnej władzy. „Data będzie musiała być wybrana z pewną wnikliwością i wyczuciem” – deklarował w radiu Paweł Szrot, szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy. Co jednak właściwie prezydent powinien wnikliwie wyczuć? Nie wiadomo.