Francuski prezydent zapewnia, że wielogodzinna rozmowa w cztery oczy, jaką przeprowadził w poniedziałek z Władimirem Putinem, otworzy drogę do deeskalacji i dyplomatycznego rozwiązania najpoważniejszego konfliktu w Europie od drugiej wojny światowej. Dla dobra dalszych rokowań nie ujawnia szczegółów umowy. Ale jego wypowiedzi rysują niepokojący kształt transakcji, w której zasadniczo za pokój miałaby zapłacić Ukraina.
Na wspólnej konferencji prasowej z rosyjskim przywódcą Francuz zapewniał, że „porozumienie z Mińska jest jedyną drogą prowadzącą do przełamania kryzysu ukraińsko-rosyjskiego, zrobienia postępu”. To najwyraźniej na tyle ucieszyło zwykle opanowanego Putina, że sięgnął do wulgarnego, rosyjskiego powiedzenia: „podoba ci się czy nie, musisz to zrobić, ślicznotko”.
Czytaj więcej
Odparcie inwazji, likwidacja terrorystów, obrona Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. To cele ćwiczeń „Sojusznicze zdecydowanie 2022”, które deklarują oficjalnie zarówno w Mińsku, jak i Moskwie. Aktywna faza ruszyła w czwartek na pięciu poligonach i czterech lotniskach leżących wzdłuż południowej i zachodniej granicy Białorusi, potrwają do 20 lutego.
W samolocie, którym wracał z Moskwy, Emmanuel Macron przyznał francuskim dziennikarzom, że przekonać do tej umowy Wołodymyra Zełenskiego łatwo nie będzie, bo „jest otoczony ludźmi o poglądach zdecydowanie nacjonalistycznych”. A już w Paryżu narzekał, że „dwuznaczność”, do jakiej miałaby prowadzić polityka otwartych drzwi NATO, „nie służy dobrze Ukrainie”.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko to prowadzi do jednego: odebrania prawa Ukraińcom do swobodnego wyboru sojuszu, do których chcą należeć. Czyli w ostatecznym rachunku wyrwania się z rosyjskiej strefy wpływów.