Przepisy prawne mają bezpośredni wpływ na bogactwo kraju. Zawsze ujemny – z wyjątkiem przypadków, gdy ustawa likwiduje „dylemat więźnia” (zakaz kradzieży, zakaz działania związków zawodowych itp.). Ujemny dlatego, że naruszają naturalne zachowania ludzkie – a ludzie starają się maksymalizować swoje bogactwo. Historia pełna jest ustaw uchwalanych w najlepszej wierze, które dały skutki odwrotne od zamierzonych – np. prohibicja.
Obecna władza pomnaża tę kolekcję potworków. Ostatnie przykłady: 500+, które spowodowało, że ludziom odechciało się pracować i 26 minus (zwolnienie z podatku PIT osób poniżej 26. roku życia), co spowoduje, że fachowcy już doświadczeni, będą w wieku 27 lat wyjeżdżać za granicę, bo nie wytrzymają konkurencji z tymi w wieku 25 lat, oferującymi usługi o 20 proc. taniej.
Rozpatrzmy przykład teoretyczny. Parlament uchwala, że ludzie urodzeni w roku parzystym będą za darmo jeździć pociągami, a urodzeni w nieparzystym: autobusami. Jest to oczywisty nonsens. Nie chodzi tylko o to, że ludzie będą jeździli okrężnie zamiast w linii prostej, będą nadużywali jazdy za darmo, fałszowali dokumenty i dobierali miejsce pracy w zależności od położenia przy linii komunikacyjnej. Spowoduje to też nadużywanie przejazdów – a więc dodatkowe obciążenia dla gospodarki. Oczywiście próba odebrania ludności tego przywileju spowodowałaby potężne protesty. „Związek Urodzonych w Roku Parzystym” oraz „Związek Urodzonych w Roku Nieparzystym” reprezentowałyby przecież całą ludność Polski – a broniłyby tego przywileju jak źrenicy oka, choćby dlatego, że nic innego nie miałyby do roboty.
Ten sam „dylemat więźnia” dotyczy związków zawodowych czy obecnych grup uprzywilejowywanych przez dobrotliwą Władzę.
W ostatnim przykładzie dochodzi jeszcze strata nie związana z parzystością. Samo wprowadzenie darmowych przejazdów kolejowych i/lub autobusowych spowodowałoby błędną alokację zasobów: ludzie wybieraliby miejsca pracy bardziej oddalone od domów niż wtedy, gdyby za przejazd płacili. Trudno się dziwić: mając błędne informacje. podejmowaliby decyzje optymalne w świetle tej informacji – czyli błędne. Efektem byłby tracony przez nich czas – i dodatkowe obciążenie linii komunikacyjnych, za co trzeba by zapłacić w podatkach.