Agencja Fitch obniżyła dziś rating Citi z prestiżowego AAA do AA, zapewne dzisiaj zrobi to również Standard Poor's. Akcje grupy spadły do poziomu najniższego od 4,5 roku. Tylko w tym roku staniały o 32 proc. Wczoraj za jeden walor na nowojorskiej giełdzie płacono 36,58 dol., o 3 proc. mniej niż na zamknięciu piątkowej sesji. Ale dla akcjonariuszy banku to jeszcze nie koniec kłopotów. Citigroup poinformowała, że pełny raport dotyczący sytuacji grupy trafi do Amerykańskiej Komisji Giełdowej jeszcze w tym tygodniu. Może się tam znaleźć więcej nieprzyjemnych informacji. Tym bardziej że prognozy dla Citi są bardzo niekorzystne. Prince zostawia bowiem grupę bez konkretnej strategii, co zrobić, aby wyjść z kłopotów. Na rynku subprime grupa ulokowała 55 mld dol.
Jeszcze pod koniec września 2007 r. wyglądało na to, że przychody Citi w trzecim kwartale będą niższe o 8 mld dolarów. Kiedy jednak na przełomie października i listopada Charles Prince poinformował, że po odpisaniu 6,4 mld dol. na straty najprawdopodobniej będzie musiał do tego dodać jeszcze kolejne 8 – 11 mld dol., los prezesa był przesądzony. Dla wyjaśnienia: 8 mld to 60 proc. zysku osiągniętego przez Citi w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku.
Prezes wziął całą winę na siebie. – To ja źle oceniłem ryzyko – powiedział. Ale nikt nie ma wątpliwości, że jego następca, którym na razie jest Robert Rubin, będzie musiał dokonać cudów, aby uporać się z kłopotami.
Citigroup to już szósta z wielkich instytucji finansowych, która otwarcie przyznały się do błędów popełnionych w ocenie rynku subprime. Pozostałe to Morgan Stanley (stało się to 2 października, na razie z tego tytułu 600 osób straciło pracę), Lehman Brothers (700 mln dol. strat, likwidacja 1200 stanowisk), Bear Sterns (likwidacja 600 miejsc pracy, na razie brak konkretnych informacji o stratach), Bank of America (redukcja zatrudnienia o 3 tys. osób, spadek zysku w III kwartale o 93 proc., do 1,33 mld dol.), oraz Merrill Lynch (pracę stracił prezes Stan O'Neal, strata 8,4 mld dol.)