Dane statystyczne pokazują, że polska gospodarka nie jest w dobrym stanie. Wprawdzie premier zdążył już pochwalić się, że wracamy na pozycję europejskiego lidera wzrostu PKB, a minister finansów entuzjastycznie zareagował na wyniki odnotowane w październiku przez przemysł, ale rzeczywistość jest mniej różowa. Stosunkowo szybki wzrost produkcji jest oczywiście faktem, zwłaszcza w porównaniu z obserwowaną przed rokiem recesją. Problemem jest natomiast to, czy wzrost ten będzie się utrzymywał, a następnie przyspieszał.
Z dokonaną rok temu zmianą rządu wiązano spore nadzieje, oczekując radykalnej zmiany polityki gospodarczej. Charakterystycznymi cechami polityki prowadzonej w ciągu poprzednich ośmiu lat było opieranie wzrostu na stymulowaniu wzrostu płac i świadczeń społecznych przy jednoczesnym zaniedbywaniu strony podażowej, a także stopniowe psucie podstaw długookresowej stabilności finansowej, osłabianie instytucji publicznych i powolny ruch w stronę polexitu.
Zmiana rządu zaowocowała szybką naprawą relacji z instytucjami unijnymi i deklarowanymi działaniami na rzecz ponownego wzmocnienia instytucji publicznych. W innych obszarach motywacje polityczne okazały się jednak silniejsze od ekonomicznych: mamy więc nadal kontynuację stymulowania popytu, brak skutecznych działań ożywiających inwestycje, a także brak znaczącego wysiłku na rzecz długookresowego ustabilizowania finansów państwa.
Niesolidny wzrost
Odnotowany w Polsce wzrost gospodarczy nie wykazuje wciąż oznak trwałości. W dwóch pierwszych kwartałach opierał się na wzroście spożycia, w trzecim na wzroście zapasów. Szybki wzrost spożycia nie dziwi w sytuacji, kiedy rząd spełnił swoje obietnice wyborcze, zwiększając o blisko 20 proc. płace w sferze budżetowej, a połączenie niskiego bezrobocia z wysoką presją płacową doprowadziło do silnego wzrostu wynagrodzeń w gospodarce. Nałożyło się na to sztuczne zaniżenie inflacji wynikające z odłożenia w czasie decyzji o zakończeniu subsydiowania cen energii. Niezależnie od tego, czy podejmowane decyzje były słuszne, czy nie, mamy bez wątpienia do czynienia ze wzrostem popytu, który będzie stopniowo spowalniał.
Towarzyszyły temu kłopoty eksportu, który po powolnym wzroście w pierwszej połowie roku w trzecim kwartale spadł. Nasz największy partner handlowy od roku tkwi w recesji, a wskaźniki oczekiwań niemieckich przedsiębiorstw i konsumentów nie sugerują nadchodzącej poprawy (nie sprzyjają jej ani obecne problemy, ani wojownicze deklaracje Donalda Trumpa). Słabe wyniki gospodarcze Niemiec rzutują na sytuację w całej Europie. Perspektywy wzrostu polskiego eksportu są więc słabe; uważam, że radzi on sobie i tak całkiem dobrze, biorąc pod uwagę sytuację.