Janiszewski: Przemysł pilnie potrzebuje zielonej energii

Wysokie ceny energii, wynikające z państwowego monopolu jej produkcji z węgla z nierentownych kopalń, plus monopol przesyłu – oto jedna z przyczyn spadku konkurencyjności naszego przemysłu.

Publikacja: 14.11.2024 05:39

Energia jest najdroższa w krajach, gdzie wytwarzana jest w oparciu o kopaliny wysokoemisyjne

Energia jest najdroższa w krajach, gdzie wytwarzana jest w oparciu o kopaliny wysokoemisyjne

Foto: Adobe Stock

Od pewnego czasu słychać bicie na alarm, że wysokie ceny energii elektrycznej w kraju prowadzą do obniżenia konkurencyjności naszej gospodarki, czego dowodem ma być wycofywanie się zagranicznych producentów z Polski z zamiarem realokacji zakładów produkcyjnych do innych krajów. Wedle „Financial Timesa” średnia cena energii w Polsce w sierpniu 2024 r. była jedną z najwyższych w UE. W okresie styczeń–lipiec średnie ceny energii (w hurcie) kształtowały się następująco: Polska – 89,53 euro/MWh, Włochy – 95,38–97,92 euro (zależnie od strefy), kraje nadbałtyckie – 83,97–85,44, Niemcy – 67,72, Francja – 47,1, Hiszpania – 44,26, Szwecja 34,44–39,77, Czechy – 70,92 i Austria – 66,43 euro/MWh.

Statystyka ta wskazuje, że energia jest najdroższa w krajach, gdzie wytwarzana jest w oparciu o kopaliny wysokoemisyjne, takie jak węgiel i gaz. Kraje, gdzie podstawą miksu energetycznego jest OZE lub energia jądrowa, ten koszt jest niższy, co wpływa na konkurencyjność sektorów produkcyjnych.

Odblokowanie farm wiatrowych na lądzie pozwoli obniżyć koszt energii

Ceny energii w Polsce podbija koszt uprawnień do emisji CO2. Niestety, w naszym kraju odchodzenie od węgla jest mocno opóźnione m.in. z powodu zaniechań z okresu rządów PiS. Nie tylko wyhamowały one wygaszanie nierentownych kopalni, ale też praktycznie zastopowały budowę wiatrowych farm na lądzie. Dopiero pod rządami nowej ekipy następuje bardzo wolna zmiana polityki w tym zakresie. Oczekiwana od dawna nowela tzw. ustawy odległościowej pozwoli na szybką budowę wielu lądowych farm wiatrowych.

Polska otrzymała od UE dodatkowe trzy lata – do końca 2028 r. – na udział bloków węglowych w rynku mocy, co jednak nie zwalnia państwa od odpowiedzialności za zapewnienie stabilności systemu po tym okresie. W tym kontekście warto przypomnieć dyrektywę UE z czerwca 2019 r. (nr 2019/943) dotyczącą wewnętrznego rynku energii elektrycznej, w tym eliminacji „przeszkód w transgranicznym przepływie energii elektrycznej i zawierania transakcji na rynku energii elektrycznej”.

O ile do 2006 r. energia w Polsce była relatywnie tania na tle UE, m.in. z powodu konkurencji prywatnych wytwórców, o tyle późniejsza konsolidacja i nacjonalizacja spowodowały stopniowy wzrost cen. W ślad za tym z eksportera Polska stała się okresowo importerem znaczących ilości energii.

Warto przytoczyć za „Financial Timesem” i portalem wysokienapiecie.pl interesujące dane o tzw. ujemnych cenach energii elektrycznej wynikających z istotnego wzrostu udziału OZE w jej produkcji. W okresie styczeń–sierpień 2024 r. ujemne ceny wystąpiły łącznie przez 7841 godzin (rok wcześniej 6428) i przodowały tu: Finlandia – ponad 500 godzin, Szwecja – ponad 400, Niemcy, Holandia, Belgia, Francja – 300–400 godzin. To rezultat wzrostu w ciągu ostatnich pięciu latach mocy farm słonecznych ze 127 GW do 301 GW oraz farm wiatrowych ze 188 GW do 279 GW! Ich udział w polskim mikście energetycznym też istotnie wzrósł, ale ciągle nie jest dostatecznie wysoki i widoczny.

Czy rozwiązaniem jest import tańszej energii?

Dla zaspokojenia potrzeb energetycznych ponad własną produkcję posiadamy łącznie osiem transgranicznych elektroenergetycznych połączeń: dwa na granicy z Niemcami, dwa – z Czechami, jedno – ze Słowacją, jedno – podbałtyckie ze Szwecją, jedno – z Litwą oraz dwa – z Ukrainą. Warto podkreślić, że budowa tych połączeń mocno się w przeszłości ślimaczyła.

W 2020 r. importowaliśmy 13 TWh energii, przy własnej produkcji 170 TWh, a więc stosunkowo niewiele. Jednak potrzeby importu stale rosną i będą dalej rosły ze względu na starzenie się energetyki opartej na węglu.

Biznes Alert w połowie stycznia br. alarmował, że na 166 projektów elektroenergetycznych zatwierdzonych przez UE w ramach przedsięwzięć wspólnego zainteresowania (PCI UE) nie ma ani jednego z Polski, co świadczy o totalnym niedocenieniu sytuacji w naszej energetyce i o braku naszych propozycji do owego programu! Być może ta sytuacja wynika z monopolistycznej struktury elektroenergetycznej w Polsce, gdzie wszystkie elektrownie (z wyjątkiem PAK – red.) są państwowe, a również państwowe PSE zawiaduje siecią przesyłową. Nie od dzisiaj wiemy, że monopol powoduje wzrost cen wyrobów lub usług i nie jest zainteresowany ich obniżaniem.

Dowodem na to był wieloletni brak możliwości bezpośredniego zakupu elektryczności przez indywidualne podmioty – w tym prywatne – od tańszych zagranicznych producentów energii. Obecnie jest to teoretycznie możliwe, ale wedle opinii niektórych potencjalnych odbiorców prywatnych marże i opłaty nakładane przez PSE za przesył są tak wysokie, że import staje się niekonkurencyjny.

Państwowy układ energetyczny praktycznie zabetonował dostęp do źródeł tańszej energii

Monopol utrwala wysokie ceny energii

Wysokie ceny energii, utrzymywane przez państwowy monopol jej produkcji, w zdecydowanej większości opartej na węglu z nierentownych i subsydiowanych kopalń, plus monopol przesyłu – oto jedna z przyczyn spadku konkurencyjności naszego przemysłu. Coraz częściej zakłady produkcyjne w Polsce stają się montowniami, do których komponenty i części są dostarczane z zagranicy, jak np. w przemyśle AGD lub samochodowym.

Państwowy układ energetyczny praktycznie zabetonował dostęp do źródeł tańszej energii, a administracja nie robi nic lub robi niewiele, aby tę sytuację naprawić. Brak tu szczególnie działań Ministerstwa Klimatu i Środowiska, a może przede wszystkim nowego Ministerstwa Przemysłu.

Odnosi się wrażenie, że w rządzie koalicji 15 października brakuje nie tylko spójnej koncepcji polityki przemysłowo-gospodarczej, ale i fachowców z doświadczeniem w przemyśle mających głęboką wiedzę o zmianach gospodarczych na świecie. Sugestie raportu Draghiego nt. perspektyw rozwoju gospodarczego krajów UE, a więc i Polski, powinny być obowiązkową lekturą we wszystkich resortach i podmiotach gospodarczych.

Dr Hubert A. Janiszewski jest ekonomistą, członkiem Polskiej Rady Biznesu i członkiem rad nadzorczych spółek notowanych na GPW.

Od pewnego czasu słychać bicie na alarm, że wysokie ceny energii elektrycznej w kraju prowadzą do obniżenia konkurencyjności naszej gospodarki, czego dowodem ma być wycofywanie się zagranicznych producentów z Polski z zamiarem realokacji zakładów produkcyjnych do innych krajów. Wedle „Financial Timesa” średnia cena energii w Polsce w sierpniu 2024 r. była jedną z najwyższych w UE. W okresie styczeń–lipiec średnie ceny energii (w hurcie) kształtowały się następująco: Polska – 89,53 euro/MWh, Włochy – 95,38–97,92 euro (zależnie od strefy), kraje nadbałtyckie – 83,97–85,44, Niemcy – 67,72, Francja – 47,1, Hiszpania – 44,26, Szwecja 34,44–39,77, Czechy – 70,92 i Austria – 66,43 euro/MWh.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację