Rozdwojenie jaźni czy jednak nadzieja na porozumienie – zastanawiam się od paru dni. No bo jak nazwać sytuację, gdy z jednej strony premier zapowiada weto do siedmioletniego budżetu UE i Funduszu Odbudowy, a z drugiej jego urzędnicy snują na Wirtualnym Kongresie Przedsiębiorców Telekomunikacyjnych plany wykorzystania tych źródeł pieniędzy do dalszego rozwoju szybkiego internetu w Polsce?

Można by to uznać za brak urzędniczej synchronizacji, gdyby nie fakt, że sam rząd jest podzielony w sprawie weta. Wicepremier Jarosław Gowin mówi otwartym tekstem, że może ono Polsce zaszkodzić, i nawołuje do kompromisu. Dzisiaj w „Rzeczpospolitej" piszemy o docierających z europejskiego centrum sygnałach, że kompromis jest możliwy. Na czwartkowym szczycie może pojawić się rozwiązanie, które pozwoli premierowi Morawieckiemu wycofać zapowiedź weta i wyjść z tego z twarzą, unikając przyklejenia etykietki „miękiszona" przez antyunijnych koalicjantów z partii Zbigniewa Ziobry.

Trzymam kciuki za kompromis, bo mimo propagandowego prężenia muskułów przez rządzące Polską ugrupowanie i przekonywania, że lepiej wyszlibyśmy na prowizorium budżetowym, brak siedmioletniego budżetu UE i Funduszu Odbudowy byłby prawdziwym nieszczęściem dla naszej gospodarki. I nie tylko dla niej. Weto oznacza, że w perspektywie 2021–2027 nie będzie podstaw prawnych dla programu rozwoju obszarów wiejskich (bezpieczne są tylko dopłaty obszarowe dla rolników), zniknie kasa na popularny program wymiany studenckiej Erasmus. Przede wszystkim weto uderzy jednak w politykę spójności, rujnując programy modernizacyjne naszych samorządów czy kolei. Program modernizacji torów i taboru bez pieniędzy z Unii legnie w gruzach. A to właśnie kolej miała w latach 2021–2027 nadganiać zaniedbania inwestycyjne.

Antyunijne jastrzębie w rządzie mówią: furda Fundusz Odbudowy, stworzymy własny, choćby z Węgrami i Wielką Brytanią. Finansowy trójkąt to science fiction, a sami też nie stworzymy funduszu pożyczkowego, który zastąpiłby unijny. Po pierwsze, dzięki nowym dochodom UE, jak np. podatek węglowy przy imporcie spoza UE, część transferów z Funduszu Odbudowy ma być bezzwrotna. Po drugie, nasze możliwości pożyczkowe są ograniczone. Choć instytucjom rządowym udało się pożyczyć w bankach i pośrednio w NBP wielkie pieniądze na kolejne tarcze antykryzysowe, nie da się tej inżynierii finansowej stosować w nieskończoność. Nie tylko dlatego, że dług właśnie przekracza konstytucyjny limit 60 proc. PKB. Trzeba by zwrócić się do zagranicznych inwestorów. I tu pytanie – bynajmniej nie retoryczne – co w razie weta i kryzysu w polskich relacjach z Europą stanie się z rentownością polskich obligacji? Polski rząd będzie musiał pożyczać na wyższy procent niż Komisja Europejska w imieniu całej UE i będzie on rósł. Obciąży to dodatkowym długiem kolejne pokolenie Polaków.

Dlatego polskie weto byłoby strzeleniem sobie w łeb. Z tym większą nadzieją patrzę na wysiłki zmierzające do jego uniknięcia. I cały czas mam nadzieję, że plany Kancelarii Premiera co do wykorzystania unijnego budżetu i Funduszu Odbudowy to dobry sygnał, a nie rozdwojenie jaźni.