Półprawdy i manipulacje na temat „frankowy” Robert Gwiazdowski bardzo lubi – uprawia je na swoim Twitterze dzień w dzień, a czasem przenosi do tradycyjnych mediów. Tym razem w „Rzeczpospolitej” zestawia „Pawła i Gawła”, czyli dwóch kredytobiorców. „Złotówkowicz” Paweł, twierdzi autor, miałby być stratny na tym, że Gaweł „frankowicz” pozwał bank i wygrał z nim w sądzie sprawę o swój kredyt. Czyli: od tego, że Gawłowi będzie lepiej, Pawłowi miałoby być gorzej.
Mam dla Gwiazdowskiego inną analogię. Pan Janek kupił sprawne auto X. Pan Franek – auto Y, nieco tańsze. Jak się po paru miesiącach okazało, Y miał od nowości niesprawne hamulce, o czym nikt jego nabywcy nie poinformował – więc któregoś dnia na zakręcie Y wyleciał z drogi i zatrzymał się na drzewie. Dla Franka skończyło się to szpitalem, rehabilitacją i ubytkiem na zdrowiu. A raty za auto musiał spłacać dalej.
Czytaj więcej
Ponoć „szczuję” złotówkowiczów na frankowiczów. Tak przynajmniej przeczytałem na Twitterze.
Gdy reklamował auto Y, producent i sprzedawca samochodu odpowiedzieli, że „widziały gały, co brały”. Franek zaczął się więc coraz głośniej skarżyć, szukać pomocy – i okazało się niebawem, że tysiące właścicieli innych Y mają dokładnie ten sam problem (po prostu na zakrętach mieli mniej lub więcej szczęścia). „Frankowie” ruszają więc do sądów, płacąc za to własnymi pieniędzmi, czasem i zdrowiem.
Wreszcie, po wielu latach, wychodzi lege artis na to, że producent musi im te niesprawne samochody wymienić na nowe. I tu zza węgła wyskakuje Gwiazdowski, który zapewne stwierdziłby, że Janek – przez cały ten czas jeżdżący sprawnym, bezpiecznym samochodem – jest na tym wszystkim „stratny”.