Poziom inflacji bije kolejne rekordy – w październiku ceny były wyższe o 17,9 proc. niż 12 miesięcy wcześniej (we wrześniu o 17,2 proc.). Polska nie jest tutaj wyjątkiem, w USA zanotowano 8 proc. inflacji we wrześniu, a w Niemczech po raz pierwszy od lat 70. przekroczyła ona poziom 10 proc., sięgając 10,9 proc.
Obserwowany obecnie wzrost dynamiki cen ma swoją specyfikę. W przeciwieństwie do typowej presji inflacyjnej, która jest skutkiem przegrzania gospodarki (presja popytowa), tym razem inflacja ma charakter głównie podażowy. Jest ona w znacznej części konsekwencją wychodzenia światowej gospodarki z pandemii, która doprowadziła do przerwania światowych łańcuchów dostawczych, w efekcie czego wzrosły ceny wielu kluczowych usług i towarów: od frachtu morskiego poprzez żywność i stal, a na półprzewodnikach kończąc.
To również uwolnienie tzw. wymuszonych oszczędności, które narosły w czasie pandemii, kiedy nie było możliwości wydawania bieżących dochodów. A także potencjału nadwyżek płynnościowych odkładanych w bankach i u inwestorów instytucjonalnych po kolejnych pakietach stymulujących wychodzenie z (kolejnych) kryzysów.
Czy wyłączyć energię z koszyka
W rosnącej inflacji znaczącą rolę odgrywają ceny energii. Ciekawe dane prezentuje Eurostat. W strefie euro roczna dynamika cen w sierpniu wyniosła 9,1 proc., więc znacznie powyżej celu EBC, który – przypomnijmy – wynosi 2 proc. Gdy jednak wyłączymy z koszyka ceny energii, które wzrosły w tym samym czasie aż o 38,6 proc., to inflacja spada do poziomu 5,5 proc., co wygląda zdecydowanie lepiej.
Ceny energii tłumaczą także różnice między poszczególnymi krajami strefy euro. Najwyższą inflację w sierpniu 2022 r. odnotowano w Estonii, gdzie ceny wzrosły aż o 25,2 proc., co było głównie skutkiem drogiej energii, która podrożała tam aż o 100,1 proc. Natomiast we Francji stosunkowo umiarkowana inflacja na poziomie 6,6 proc. była możliwa dzięki temu, że nad Sekwaną energia była droższa „tylko” o 23,3 proc. niż rok wcześniej.