Wygląda na to, że rząd rozpoczął kolejną wielką kampanię propagandową. Tym razem można ją nazwać wojną o węgiel. Naszym pradziadkom i dziadkom ta nazwa nie jest obca. Musi kojarzyć się z PRL-owską „bitwą o handel”, kiedy komuniści w latach 1949-1947 zdecydowali się zlikwidować prywatny handel z obrotu gospodarczego, tłumacząc ten ruch walką ze spekulantami. Wtedy jednak chodziło przede wszystko o ideologię.
Autor tamtej koncepcji - komunistyczny wicepremier gospodarki Hilary Minc - chciał na skróty zlikwidować gospodarkę rynkową i zastąpić rynek gospodarką centralnie planowaną typu sowieckiego. 75 lat temu komuniści w tym celu szybko uchwalili kilka ustaw, które zniszczyły wiele firm handlowych i budowlanych, które zaraz po wojnie skutecznie ponownie rozpoczęły działalność operacyjną. Przypomnijmy, jak te ustawy nazywały się. Była to przede wszystkim ustawa o zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym, ustawa o obywatelskich komisjach podatkowych i lustratorach społecznych oraz o koncesjach na prowadzenie przedsiębiorstw handlowych i budowlanych. Bardzo szybko Minc osiągnął swoje cele, prywatny handel został zlikwidowany, często przy terrorze aparatu przemocy.
Dzisiaj w Polsce dystrybucja i handel węglem jest w dużej części sprywatyzowany, również koncerny energetyczne kontrolowane przez skarb państwa zawierają w dużej mierze kontrakty na dostawę węgla poprzez prywatnych brokerów. Mamy w Polsce ok. 3,5 tys. składów węgla, całkowicie prywatnych, zatrudniających prawie 100 tys. ludzi. Są to wyspecjalizowane i kompetentne przedsiębiorstwa dysponujące odpowiednim sprzętem, w tym własną logistyką, czyli wszystko to, czego brakuje samorządom. Składy węglowe od lat zapewniały skuteczną dystrybucję węgla, którego nigdy nie brakowało, przynajmniej od czasów nieszczęsnego stanu wojennego sprzed 40 laty. Co zatem się stało, że rząd doprowadził dzisiaj do takiego kryzysu na rynku węgla, którego ponoć miało starczyć na najbliższe 200 lat.
Obecny kryzys został sprowokowany przede wszystkim bezrefleksyjnym i natychmiastowym wprowadzeniem przez rząd polski w kwietniu 2022 r. embarga na import węgla z Rosji bez zapewnienia importu z kierunków alternatywnych. Wyszliśmy po prostu przed szereg, gdyż UE wprowadziła embargo dopiero w sierpniu, kiedy poszczególne kraje członkowskie były w stanie wypełnić deficyt zakupami z innych kierunków geograficznych. W tym czasie ani rząd, ani kontrolowane przez niego koncerny energetyczne nie uznały za stosowne zadbać o odpowiednie kontrakty.
Te drugie najprawdopodobniej uznały, że nie jest to ich obowiązek, gdyż od długiego czasu czekają na powołanie państwowej agencji NABE, do której mają być przeniesione ich wszystkie aktywa węglowe. Oczywiście nie jest to dla ich zarządów żadnym usprawiedliwieniem.