Coraz więcej wskazuje na to, że na przełomie roku Europę czeka poważny wstrząs. Wysokie ceny surowców energetycznych oraz ich racjonowanie przełożą się na sytuację gospodarczą (recesja, problemy firm itd.) i społeczną (pogorszenie nastrojów). W tej sytuacji uwaga decydentów koncentruje się na „zarządzaniu kryzysem”. Dobrze byłoby jednak, gdyby stratedzy i decydenci w krajach Unii Europejskiej nie zawężali zbytnio spojrzenia. Szersza perspektywa jest konieczna, gdyż to, co się obecnie dzieje, to jedynie niewielki element większego obrazu, skrywającego się pod pojęciem deglobalizacji oraz związanego z nią poważnego i długofalowego wyzwania o charakterze strukturalnym.
Deglobalizacja jest możliwa
Do niedawna wydawało się, że deglobalizacja nie jest możliwa. Że korzyści z globalizacji są na tyle powszechne, że stanowią silną przesłankę do jej trwania. Dla Zachodu globalizacja to przez lata źródło zysków z outsourcingu produkcji oraz filar niskiej inflacji. Dla krajów rozwijających się – w tym Chin – to napływ inwestycji i technologii, przekładający się na skuteczny wehikuł rozwojowy. Globalizacja wymaga jednak zaufania oraz bezpieczeństwa i przewidywalności łańcuchów dostaw, a o te dwa elementy coraz trudniej. Gdy ich brak, koszty transakcyjne gwałtownie rosną, globalizacja przestaje się opłacać.
Elementem, który przyczynił się do wzrostu tych kosztów, okazała się pandemia. Kolejnym jest wojna w Ukrainie. Choć wybuchła jako lokalny konflikt, to szybko eskalowała i ostatecznie w nadchodzących latach może się przerodzić w pełnowymiarową próbę zakwestionowania pozycji Stanów Zjednoczonych jako światowego mocarstwa.
W tym kontekście obecne działania Rosji mogą się okazać jedynie przygrywką, czymś na kształt potyczki rycerzy harcowników, które w średniowieczu poprzedzały główne starcia. Pretendentem do zakwestionowania statusu USA są Chiny zainteresowane wciągnięciem w ten proces także innych „wrogów Ameryki”, począwszy od Rosji, poprzez Iran, aż po Koreę Północną.
Biorąc pod uwagę tempo, w jakim erodują zarówno zaufanie, jak i bezpieczeństwo, może dziwić, że mało dzieje się w kontekście średnio- i długofalowych konsekwencji deglobalizacji dla UE. Tymczasem brak właściwego zarządzania tym procesem może przyspieszyć postępującą marginalizację Unii w świecie (od 2000 r. udział UE27 w globalnym PKB spadł z ponad 20 proc. do niespełna 15 proc.). Z kolei właściwe do niej podejście może Unię ożywić, a być może nawet przywrócić jej blask.