Gdy wiosną ważni politycy rządzącej ekipy i niektórzy ekonomiści lekceważyli poważne zagrożenie erupcją inflacji – a byli i tacy, co wbrew faktom w ogóle jej występowanie negowali – przestrzegano przed jej nieuchronnością.
Pisałem wtedy, że „ona już się zwiększyła, tyle że mamy do czynienia z inflacją po części tłumioną. »Wydrukowane« pieniądze, przy okazji zablokowania części gospodarki, zamrożone w postaci przymusowych oszczędności, ostatecznie dadzą o sobie znać pięcioma kanałami: przyrostem efektywnego popytu ciągnącego za sobą wzrost produkcji i zatrudnienia, wzrostem importu owocującym zwiększoną podażą, ale i pogorszeniem bilansu płatniczego, przyrostem oszczędności dobrowolnych, podniesieniem się cen surowców oraz aktywów, w tym akcji i nieruchomości, oraz inflacyjnym wzrostem cen. W jakich proporcjach, tego ex ante nie wiemy, wiemy natomiast, że należy maksymalizować rozmiary kanału pierwszego i trzeciego" („Rzeczpospolita", 22.04.2021).
Takoż i się dzieje, przy czym teraz, jesienią, wiemy już więcej o intensywności tych kanałów, ale cały czas musimy je obserwować, ponieważ rytm zachodzących procesów nie jest stały. Na wiosnę znowu może być inaczej, najprawdopodobniej będzie gorzej.
Podwójny charakter inflacji
Gorzej w tym sensie, że zasoby nadmiaru pieniądza wprowadzonego do gospodarki podczas walki z pandemią w relatywnie małym stopniu – mniejszym niż było to możliwe do osiągnięcia przy lepszej polityce makroekonomicznej – rozładowywane są kanałami pierwszym (stymulowanie wzrostu produkcji i zatrudnienia) i trzecim (wzrost dobrowolnych oszczędności), natomiast coraz bardziej kanałem piątym, czyli inflacyjnym wzrostem cen. Inflacja cenowo-zasobowa – ten syndrom shortageflation, jak go nazywam, dodając indykator 3.0 dla odróżnienia od podobnego fenomenu w czasie drugiej wojny światowej i w gospodarce centralnie planowanej – szybko przeistacza się z inflacji częściowo tłumionej w otwartą inflację cenową.
Otwartą, aczkolwiek jeszcze nie w pełni, ponieważ niedobory powstałe wskutek blokady różnych form aktywności gospodarczej oraz zakłóceń po stronie łańcuchów produkcyjno-dystrybucyjnych nie zostały do końca wyeliminowane. Z jednej strony, w stosunku do pewnych asortymentów dóbr i usług nadal nie ma pełnej swobody ich produkcji i świadczenia w związku z sanitarnymi rygorami antypandemicznymi, z drugiej zaś strony wskutek ograniczeń regulacyjnych nie funkcjonują sprawnie mechanizmy cen „oczyszczających" rynek, czyli automatycznie, poprzez dostosowanie cenowe, równoważących popyt z podażą. I tak nie starcza niektórych typów mikroczipów, co powoduje m.in. zatrzymywanie całych linii montażu samochodów, a także brakuje kontenerów do transportu morskiego, w efekcie nie docierają do miejsc przeznaczeń najrozmaitsze dobra finalne i półprodukty, co dodatkowo zakłóca ciągłość produkcji i dostaw towarowych.