Jest prezesem Enei od początku czerwca ubiegłego roku. Podchodzi do swej funkcji w bardzo pragmatyczny sposób: jest menedżerem, którego przyjęto do wykonania kilku zadań. Głównym jest przeprowadzenie Enei i jej 10-tysięcznej załogi przez okres prywatyzacji.
Wygląda na to, że już w najbliższych dniach to zadanie dobiegnie końca, a kontrolę nad trzecią co do wielkości grupą energetyczną w Polsce przejmie GDF Suez lub Kulczyk Investments.
Czy Maciej Owczarek mógłby kierować Eneą po prywatyzacji? Takiej deklaracji od niego nie usłyszymy. Decyzja pozostanie w rękach inwestora, który kupi od Skarbu Państwa 51 proc. akcji Enei. Wiadomo jednak, że prezes ma już spore doświadczenie w kontaktach z potencjalnymi nabywcami poznańskiej spółki. W ubiegłym roku Enea była już o krok od prywatyzacji. Wtedy z negocjacji wycofał się jednak niemiecki koncern RWE, który uzasadnił to zbyt wysoką wyceną energetycznej spółki na GPW.
Maciej Owczarek przeszedł do Enei z Telekomunikacji Polskiej. Kierował jedną ze spółek zależnych TP. Jak sam mówił wcześniej, menedżerowie ze spółek telekomunikacyjnych często przechodzą do energetyki – zarządzanie w obu branżach wymaga podobnego doświadczenia, ponieważ są to sektory sieciowe.
Gdy kolejny już raz doszło do zmiany pracy, okazało się, że świat polskiego biznesu jest bardzo mały. Z tej przyczyny Owczarek nie miał łatwego startu w energetyce. Kiedy przejęciem Enei zainteresowany był szwedzki Vattenfall, związkowcy – z którymi żaden z prezesów Enei nie miał łatwego życia – nie omieszkali upublicznić informacji, że jednym z szefów Vattenfallu na Polskę jest menedżer, który wcześniej pracował razem z Maciejem Owczarkiem w TP. Dyskusje na ten temat ucichły dopiero, gdy się okazało, że Szwedzi już przejęciem nie są zainteresowani.