Podobieństwo między nastrojami na trwającym do 14 października paryskim samochodowym i Międzynarodowym Salonem Samochodowym w Detroit w styczniu 2009 roku jest ogromne. Piękne błyszczące auta i brak chętnych, żeby je kupować. Zdezorientowani producenci, niepewni w jakim kierunku pójdzie gospodarka. W Europie teraz dodatkowo pojawia się coraz więcej sygnałów, że recesja może potrwać znacznie dłużej, niż się tego obawiano. Już nikt nie mówi o ożywieniu pod koniec tego roku. Może 2014? — słychać najczęściej. Wojna cenowa zniżek i dopłat na rynku, które nadal nie przekonywały do zakupów, wysiłki producentów, aby coś zrobić i zimna postawa władz, które uważały początkowo, że „wszystko się jakoś ułoży". A potem atakują producentów, którzy starają się firmy prowadzić firmy, jak biznes, a nie organizację charytatywną.
Wtedy w 2008/9 roku General Motors, Chrysler i w mniejszym stopniu Ford uważały, że państwo pomoże im w takim samym stopniu, jak pomogło bankom, bo stanowią trzon amerykańskiej gospodarki.
Ze swojej strony dość szybko porozumieli się z pracownikami, którzy zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zrezygnowali z tradycyjnej postawy roszczeniowej. Nie wychodzili na ulice, tylko na chłodno przyjrzeli się z których świadczeń mogą zrezygnować. Przejęli także odpowiedzialność za zarządzanie częścią pieniędzy wypłacanych przez pracodawcę.
Zatrudnieni w europejskiej motoryzacji nie są jeszcze na to gotowi. Pamiętają natomiast jak politycy w ich krajach chętnie fotografowali się na inauguracjach fabryk i wychwalają wtedy zasługi dla tworzenia pracy. Nie ma ich zazwyczaj wówczas, kiedy ci sami producenci mają kłopoty. Restrukturyzacja, to często słowo tabu. Przy tym większość europejskich fabryk samochodów należy do właścicieli prywatnych, często pakiety kontrolne mają bogate rodziny. Tak, jak jest to z polskiego punktu widzenia -zagranicznej bogatej rodziny.
Oczywiście w Stanach Zjednoczonych było łatwiej. Tam jest rząd federalny, który jest w stanie szybko podejmować decyzje. Nie ma kłopotu z pieniędzmi, bo Amerykanie znacznie odważniej zadłużają się wychodząc z założenia, że w czasach wzrostu łatwiej będzie spłacić dług. To budzi kontrowersje, ale działa.