Jeśli może pani ruszać palcami, ręka jest tylko stłuczona – taką diagnozę usłyszała 85-latka podczas teleporady. Ręka była złamana z przemieszczeniem. Do tego pacjentka miała krwiaka mózgu. Tego lekarz podczas telefonicznej rozmowy też nie stwierdził.
Teleporada u ortopedy czy ginekologa to pandemiczna codzienność. Okazuje się, że przychodnie zbyt chętnie korzystały z konsultacji przez telefon. Tak wynika z kontroli przeprowadzonych przez NFZ. W przypadku 85 proc. czynności sprawdzających wyszły na jaw nieprawidłowości. Do jednych z najczęstszych należy udzielanie teleporad, kiedy wymagane są wizyty stacjonarne.
Większe zyski
Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie standardu organizacyjnego teleporady w ramach podstawowej opieki zdrowotnej teleporada nie może się odbyć, jeśli pacjent nie wyrazi na to zgody. W gabinecie trzeba się pojawić podczas pierwszej wizyty realizowanej przez lekarza, pielęgniarkę lub położną POZ oraz w związku z chorobą przewlekłą, w przebiegu której doszło do pogorszenia lub zmiany objawów. Telefon nie wystarczy także w związku z podejrzeniem choroby nowotworowej oraz dzieciom do szóstego roku życia, poza poradami kontrolnymi.
– Katalog świadczeń, który może być udzielany podczas teleporady, powinien zostać doprecyzowany. Choć teleporady są mniej wyceniane niż wizyty stacjonarne, są dla przychodni opłacalne. Lekarze są bowiem w stanie przyjąć przez telefon więcej pacjentów. Nic jednak nie zastąpi osobistego kontaktu z pacjentem. Lekarzowi, który źle podstawi diagnozę podczas teleporady, grozi taka sama odpowiedzialność, jak podczas diagnozy postawionej na wizycie stacjonarnej – mówi Kajetan Komar-Komarowski, radca prawny przy zespole kryzysowym Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Czytaj więcej
- E-zwolnienie powinno funkcjonować w zdalnym trybie - mówił Adam Niedzielski pytany w piątek przez dziennikarzy o spór lekarzy z ZUS, który kontroluje L4 wydane w ramach teleporady. Minister zdrowia powiedział, że będzie o tym rozmawiał z prezes ZUS Gertrudą Uścińską.