W I połowie br. padł nowy rekord sprzedaży mieszkań przez deweloperów na sześciu głównych rynkach, wcześniej bardzo wysoką sprzedaż raportowały spółki z rynku kapitałowego. Jak oceniacie temperaturę mieszkaniówki?
Branża jest w bardzo dobrej sytuacji, wyniki spółek notowanych na Catalyst są również wysokie. Mamy mocny popyt, na który składa się kilka czynników. Przede wszystkim rekordowo niskie stopy procentowe, które przekładają się na tanie kredyty, a także zachęcają do przenoszenia pieniędzy z banków, m.in. na rynek nieruchomości. Od pewnego czasu widzimy też coraz większy popyt zgłaszany przez inwestorów z rynku PRS (instytucjonalny najem mieszkań – red.).
Z drugiej strony mamy ograniczoną podaż mieszkań. Deweloperom coraz trudniej o grunty, zwłaszcza takie umożliwiające szybką zabudowę. Do tego dochodzi wydłużony proces administracyjny. Rosną też ceny materiałów, a do tego dojdzie presja na płace budowlańców. Spodziewamy się dalszych wzrostów cen mieszkań. Mogłoby to zostać ustabilizowane, gdyby oferta deweloperów się zwiększyła. O ile można mieć nadzieję, że procesy administracyjne trochę przyspieszą, to trudno oczekiwać poprawy, jeśli chodzi o podaż gruntów.
Co prawda dane GUS o rozpoczynanych budowach i pozwoleniach na budowę są rok do roku wyższe, ale sytuacja w dużych aglomeracjach nie jest różowa. Statystyki rosną przede wszystkim w mniejszych miastach.
Rosnące koszty przerzucane są na ceny mieszkań – zbliżamy się do progu bólu?