Kataklizm z naszej winy

Powodzie będą w obecnym stuleciu coraz powszechniejsze – prognozują naukowcy.

Publikacja: 15.06.2013 01:05

Kataklizm z naszej winy

Foto: AFP

Mieszkańcy Niemiec, Czech, Austrii czy Węgier, zalanych przez wezbrane rzeki, tak wysokiej wody jeszcze nie widzieli. Dla nich jest to powódź stulecia, tysiąclecia, a nawet wszech czasów. Ale pod koniec stulecia takie kataklizmy będą się zdarzały co kilka, kilkanaście lat.

Czy Polska jest na to przygotowana? Dlaczego nawet krótkotrwałe, ale gwałtowne deszcze  mogą wywołać prawdziwy kataklizm?

To skutek wadliwej gospodarki wodnej. Jest to przede wszystkim spadek po czasach PRL. Jednym z priorytetów władz 30–40 lat temu były melioracje.  80 proc. odwodnieniowych pochodzących z tamtych czasów jest wadliwie zbudowana. Powinny nie tylko odwadniać, ale nawadniać. Kopano rowy melioracyjne, którymi woda mogła odpłynąć, a nie umieszczano w nich zastawek, podnoszonych lub opuszczanych zapór, dzięki którym wodę można w razie potrzeby powstrzymać. Zadaniem rowu melioracyjnego jest ochrona łąki wczesną wiosną przed zalaniem. Ale gdy woda zaczyna opadać, zamykane zastawki powinny wodę powstrzymać. W lecie będzie mogła przesączać się z powrotem do wysychającej gleby.

Innym przykładem szkodliwych pomysłów, jakie dziś przysparzają kłopotów mieszkańcom miast, jest regulowanie rzek i budowanie wałów przeciwpowodziowych tam, gdzie nie jest to konieczne.  Wały  powinny służyć jedynie  ochronie osiedli czy zakładów przemysłowych, a nie pastwisk, łąk i lasów w dolinach rzek. Jeśli taki teren zostanie  odgrodzony od rzeki, spiętrzona woda popłynie dalej i może przerwać wał w miejscu, gdzie spowoduje prawdziwe szkody, zalewając tereny miejskie.

Zmiana cyklu

Problem byłby może mniejszy, gdyby nie zmiana klimatu. Za coraz gwałtowniejsze powodzie odpowiedzialne jest globalne ocieplenie – uważają naukowcy pracujący pod kierunkiem prof. Yukiko Hirabayashi z Uniwersytetu Tokijskiego. Prognozę dla całego świata opublikowali w najnowszym wydaniu magazynu „Nature Climate Change".

Do jej opracowania posłużyli się 11 modelami klimatycznymi stworzonymi przez główne instytuty badawcze. Modele  to bardzo skomplikowane równania opisujące językiem matematyki to, co dzieje się w atmosferze i oceanach. Do ich rozwiązywania badacze angażują najnowocześniejsze superkomputery. To coś w rodzaju prognozy pogody, ale rozpisanej nie na dni, lecz na lata i dekady.

Dane, które trafiły do tych modeli, uwzględniają wiele czynników wpływających na klimat, m.in. stężenie dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych w atmosferze. Jeszcze w 2011 roku Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) ostrzegała, że stężenie dwutlenku węgla przez ostatnie dziesięć lat rośnie o dwie jednostki na milion rocznie. Obecnie wynosi 392 jednostki i jest 40 proc. wyższe niż na początku rewolucji przemysłowej. WMO szacuje, że od 1750 roku ponad 375 miliardów ton dwutlenku węgla zostało uwolnionych do atmosfery. Te gigantyczne ilości gazu zostały wpompowane w powietrze podczas spalania węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego.

Badacze japońscy sporządzili  szczegółową mapę świata z zaznaczonymi miejscami, gdzie można się spodziewać największej liczby powodzi, a gdzie będzie ich nieco mniej. Pod koniec stulecia w najgorszej sytuacji będą niektóre rejony Ameryki Północnej. Od dwóch do dziesięciu razy częściej wylewać będą rzeki Yukon, Mackenzie i Columbia. Nie lepiej będzie w Ameryce Południowej (najgorzej w północnej części regionu andyjskiego) oraz w Afryce Środkowej (rzeki Nil, Kongo, Niger).

Prawie tak samo często powodzie nękać będą Azję. Nie ominą także wschodniego i północnego wybrzeża Australii. Na 42 proc. obszaru świata powodzie będą występowały znacznie częściej niż dzisiaj.

W Europie zagrożenie największymi powodziami wzrośnie w mniejszym stopniu. Najbardziej na Wyspach Brytyjskich, w północnej Francji, Belgii i Holandii. Pozostała część naszego kontynentu – według japońskiej prognozy – ma mieć więcej szczęścia. W tym obszarze znajduje się również Polska.

Burze i susze

Oprócz analizy  w skali globalnej prof. Yukiko Hirabayashi z zespołem przyjrzała się sytuacji w dorzeczach wybranych rzek. Symulacje pokazały, że powodzi  można się spodziewać nawet tam, gdzie zagrożenie nie jest największe,  w mniejszych rzekach w Azji Południowej, Południowo-Wschodniej, Oceanii, Afryki i północno-wschodniej Eurazji.

Na 18 proc. obszarów analizowanych przez japońskich badaczy powodzie mają się zdarzać rzadziej, nawet pięciokrotnie, niż dziś. Kraje basenu Morza Śródziemnego staną wręcz w obliczu długotrwałych okresów suszy.

Ocieplanie się klimatu zmienia cykl hydrologiczny na Ziemi – obieg wody w skali globalnej. Im cieplejsza atmosfera, tym więcej zatrzymuje pary wodnej. To prowadzi do rozchwiania światowego  systemu klimatycznego  i  ekstremalnych zjawisk pogodowych: gwałtownych burz, ulewnych opadów, a także upałów i okresów suszy.

Sytuację pogarsza fakt, że rośnie temperatura światowego oceanu. Topią się lodowce, wody przybywa. A kiedy staje się cieplejsza, szybciej paruje. Jeśli do końca stulecia temperatura na Ziemi wzrośnie o 3,5 st. C, poziom oceanów może   podnieść się o 65 cm. Coraz większa część obszarów przybrzeżnych będzie podtapiana podczas huraganów czy sztormów.

Japońskie badania, choć najdokładniejsze tego typu, jakie dotąd przeprowadzono, opierają się na 100-kilometrowej siatce i nie uwzględniają ani rzeźby terenu, ani lokalnych warunków klimatycznych.

Betonowa pułapka

Mimo że prognoza dla Polski jest łaskawa, nie oznacza, że ekstremalne zjawiska nas ominą. Jesteśmy w strefie  zmiennego klimatu  i wystarczy  niekorzystny układ stref niskiego i wysokiego ciśnienia, aby spowodować gwałtowne ulewy. A właśnie taka nawałnica wystarczyła, aby sparaliżować miasto, o czym mieszkańcy Warszawy mogli się przekonać w ostatnią niedzielę.

Trochę jesteśmy sami sobie winni. Cywilizacja wstąpiła na drogę konfrontacji z przyrodą już kilka tysięcy lat temu. Najpierw na Bliskim Wschodzie: w Mezopotamii, Anatolii, Syrii, Palestynie, Libanie, potem na Bałkanach, w Grecji, a jeszcze później na północ od Karpat i Alp (w Polsce około 5000 lat p.n.e.). Ludzie wycinali lasy pod pola uprawne. To pociągnęło za sobą obniżenie poziomu wód gruntowych, wilgotności powietrza, zmieniło cyrkulację wiatrów. Potem było już tylko gorzej.

Regulacja rzek, budowa w ich korytach ostróg, jazów, zapór, obudowywanie ich betonowymi nabrzeżami rozpoczęło się na masową skalę w Europie, także w Polsce, w pierwszej połowie XX wieku. Skutki tych działań ujawniają się dopiero teraz, po kilkudziesięciu latach. Po regulacji rzek doliny zostały zagospodarowane, stały się miejscem budowy osiedli mieszkalnych. Kiedy nadchodzi wielka woda, wszystkie te obiekty są niszczone przez żywioł.

Wody opadowe zatrzymywane dawniej przez lasy obecnie spływają po „wygolonych" połaciach do rzek, które nie są w stanie, tak jak dawniej, ich pomieścić. Jeśli do tego dodać niedostatecznie konserwowane wały przeciwpowodziowe, dobrodziejstwo, jakim dla cywilizacji były deszcze, przeradza się we współczesną plagę.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

k.urbanski@rp.pl

Hydrologiczna Prognoza dla świata

Mapka sporządzona przez japońskich naukowców to przewodnik po zagrożeniach  powodziami, jakie czekają naszą planetę pod koniec XXI wieku. Globalne ocieplenie jest główną przyczyną wzrastającego zagrożenia – oceniają zgodnie badacze. Na podstawie  tych prognoz rządy na całym świecie mogą budować systemy zabezpieczające przed kataklizmem – sugerują Japończycy. Podstawowym elementem takiej ochrony mają być wały ochronne wzdłuż rzek. Budowane najnowocześniejszymi metodami i umiejscowione w odpowiednich rejonach mogą być skuteczną ochroną obszarów gęsto zaludnionych przed wodami rzek wezbranych na skutek gwałtownych opadów.

Dlaczego nawałnica zatopiła Warszawę

Burze i gwałtowne opady deszczu w rejonie wielkich aglomeracji miejskich są bardziej intensywne niż gdzie indziej. Udowodnili to kilka lat temu  naukowcy amerykańscy. Na gęsto zabudowanych obszarach temperatura jest o kilka stopni wyższa niż poza miastami – tam gdzie dominują pola uprawne, czy lasy. Miasta dostarczają do atmosfery więcej energii – pożywki dla burz. Rozgrzane w dzień betonowe pustynie, w nocy stają się wyspami ciepła oddającymi je chłodniejszej atmosferze. Wysokie budynki przyczyniają się do pionowych ruchów powietrza, a te sprzyjają wypiętrzaniu się chmur burzowych. Powietrze w miastach jest pełne zanieczyszczeń, pyłów, drobinek węgla z kominów i rur wydechowych samochodów. To one są jądrami, wokół których wysoko nad Ziemią z pary wodnej tworzą się krople deszczu. W miastach skutki nawałnicy są o wiele groźniejsze niż na terenach niezabudowanych. Wszystko przez to, że są na większości swej powierzchni zabetonowane – woda nie ma szans wsiąknąć w glebę. W przypadku nawałnicy kanalizacja burzowa ma ciężkie zadanie, aby odprowadzić nadmiar wody. Wystarczy, żeby była choć w części zatkana lub przestarzała, a nie ma szans spełnić swojego zadania. Właśnie  z tym problemem mieliśmy do czynienia w Warszawie w ostatnią niedzielę. Taka  sytuacja może, i zapewne będzie, się powtarzać.

Mieszkańcy Niemiec, Czech, Austrii czy Węgier, zalanych przez wezbrane rzeki, tak wysokiej wody jeszcze nie widzieli. Dla nich jest to powódź stulecia, tysiąclecia, a nawet wszech czasów. Ale pod koniec stulecia takie kataklizmy będą się zdarzały co kilka, kilkanaście lat.

Czy Polska jest na to przygotowana? Dlaczego nawet krótkotrwałe, ale gwałtowne deszcze  mogą wywołać prawdziwy kataklizm?

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Nauka
Etiopskie kazania. Nieznane karty z historii zakodowane w starożytnym języku
Nauka
Niezwykły fenomen „mlecznego morza”. Naukowcy bliżej rozwiązania zagadki
Nauka
„Wpływ psów na środowisko jest bardziej zdradliwy niż się uważa”. Nowe wyniki badań
Nauka
Zanika umiejętność pisania. Logika i gramatyka zaczynają przerastać młode pokolenie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Nauka
Kwietniowa pełnia już wkrótce. Kiedy Różowy Księżyc rozświetli niebo?