O tym, jaką ma rangę, świadczy świetna frekwencja na niemal wszystkich 15 warszawskich koncertach (wydarzenia odbywały się też w dziewięciu innych miastach, choć mniej było niż w ubiegłych latach wielkich nazwisk i zespołów ze świata. Publiczność wie, że na ten festiwal warto chodzić, ale najbardziej tłoczno było na koncertach, których program wykraczał poza żelazny kanon beethovenowski.
Wielkie dzieła orkiestrowe Beethovena prezentowane są zgodnie z obrosłą XX-wieczną tradycyjną konwencją interpretacyjną. Dramatyczną uwerturę „Egmont” orkiestra Korea National University of Arts w swym najbardziej rozbudowanym orkiestrowym składzie zagrała masywnym, ciężkim dźwiękiem. Wybitny dyrygent Leonard Slatkin z muzykami Filharmonii Narodowej nadał „Missa solemnis” monumentalny kształt. Mało jest natomiast na festiwalu Beethovena nieoczywistego, granego w innej stylistyce, choćby na instrumentach z epoki, jakby monopol na tzw. wykonawstwo historyczne miała inna warszawska impreza – Chopin i jego Europa.