Gdyby Pilcher poszukał lepiej w przeszłości Europy, znalazłby niejeden pikantny przykład w gotyckich drzeworytach, nie wspominając o sekssztuce wszechobecnej we francuskim i włoskim rokoku. On jednak zaczyna od poważnego moralisty angielskiego Williama Hogartha. Za brytyjski prekomiks uważa cykle rycin „Progresses" wydawane od 1731 r. ku przestrodze bawidamków, ladacznic, żarłoków i chciwców. Co zabawne – erupcja „nieprzyzwoitych" dziełek, tak literackich, jak plastycznych, przypada na okres wiktoriańskiej pruderii. Początkowo adresowane do elity, i przez nią tworzone, pełniły w sztywnej obyczajowości funkcje „zdrowego wentyla". Duch przekory, zabawy i prowokacji cechował też rysunki genialnego „genitaliopisa" Aubrey'a Beardsley'a, którego gruźlica zabrała w 25. wiośnie życia. Jednak wszystkie te zjawiska należały do sztuki elitarnej.
Życie na gruzach
Co tu kryć – komiks był artystycznym bękartem. Jego arystokratyczna matka sztuka wysoka dała się uwieść proletariuszowi pochodzącemu z jarmarków i brukowców. Narodził się na początku XX wieku, rozkwitł wraz z największym w historii przewrotem politycznym, ekonomicznym i społecznym, jakim stała się I wojna i jej skutki.
Na łamach poczytnej prasy pojawiają się historyjki obrazkowe, których frywolne bohaterki uważa się za prekursorki pin-up girls: w USA jest elegancka dziewczyna Gibsona, w Anglii – sprytna panienka Kirchnera. O pokolenie od nich młodszy był kociak George'a Petty'ego – piękność o powierzchowności divy filmowej, która zadebiutowała na stronach „Esquire'a" w 1933 roku. Do tego towarzystwa Pilcher dodaje damulki wykreowane przez niejakiego Donalda McGilla, autora 12 tysięcy pocztówek (podobno) z przedstawieniami pieprznych scenek. Prawdziwa moda na dziewczyny „do przypinania" nadeszła wraz z drugą wojną. Cud-panny pojawiały się nie tylko w prasie wszelkiego autoramentu, także na... dziobach samolotów. Równie popularne stały się wojenne przygody niejakiej Jane (choć narodziła się w 1932 roku), produkowane dla „Daily Mirror" przez Normana Petta do roku 1959. Komiksowy longplay! Ślicznotka doczekała się nawet komiksowej córki, która zadebiutowała w 1963 roku. To nie wszystko – w latach 80. BBC nakręciła serial o Jane, zwieńczony pełnometrażowym filmem kinowym z 1987 roku.
Pigułka seksu
W „Komiksie erotycznym" znalazło się miejsce dla zeszytów zwanych „Biblią z Tijuany", wydawanych od II wojny przez dwie następne dekady. Artystyczny margines, lecz o wielkim wpływie na amerykańską obyczajowość. Polityka, antykomunistyczna propaganda i rasizm wymieszane ze spermą – oto mikstura sprzedawana pokątnie za kilka dolców, choć produkcja kosztowała 50 centów.
Na gruncie przygotowanym przez „Biblię" w 1953 roku wyrósł pierwszy jawnie seksistowski magazyn dla mężczyzn – „Playboy"; potem doszły „Penthouse" (1965) i „Hustler" (1974). Od ich pojawiania się na rynku zaczyna się zimna wojna o odbiorcę – faceta bez większych intelektualnych wymagań, do tego rasisty i mizogina. Ale... tematyka zagrzewa do walki geniuszy satyrycznego rysunku. Poznajemy tytanów „męskiego" komiksu: Jack Cole, Dan DeCarlo, Bill Wenzel, Dean Yeagle. Zastanawiające – wielu z tych rysowników cierpiało na psychiczne zaburzenia, a kilku skończyło samobójczą śmiercią. Czyżby w seksualnych fantazjach szukali ratunku jak w antydepresantach?
Seksgwiazda spod Marsylianki
Są też rozdziały poświęcone undegroundowi lat 60., zakorzenionemu w młodzieżowej kontrkulturze. Tu czołową postacią jest Robert Crumb. Niby czasy wolnej miłości, a emocje kipiały: pierwsza żona Roberta wypędziła z hipisowskiej komuny obecną panią Crumb, grożąc bronią palną.