Niemal równocześnie kończą się dwie duże imprezy: pierwsza to Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena przeniesiony z czasów całkowitego lockdownu na październik i ze zmienionym kompletnie programem, bez udziału gości ze świata. Trudno bowiem dziś planować duży festiwal z udziałem muzyków zagranicznych, bo nie wiadomo, czy będą w stanie przyjechać.
Zamiast konkursu
Doświadczył tego cykl recitali pianistów zorganizowany w błyskawicznym tempie, gdy stało się jasne, że w październiku nie odbędzie się Konkurs Chopinowski. W zaplanowanych dla niego terminach prezentowali się więc w Warszawie laureaci z przeszłości. Zabrakło jednak tego bardzo oczekiwanego Amerykanina Erica Lu. Jego recital odwołano w niemal ostatniej chwili.
Nie oznacza to, że zabrakło atrakcji. Ponad dwutygodniowy program zatytułowany „Przed wielkim konkursem" przyniósł rzeczy, które i w normalnym życiu muzycznym miałyby znaczącą wartość, choćby spotkanie ze zwycięzcą Konkursu Chopinowskiego z 2015 r. Seong-Jin Cho. Była więc okazja, by przekonać się, czy młody Koreańczyk, którego sukces sprzed pięciu lat wprowadził na światowe estrady, rozwinął swój talent. A w minioną niedzielę można było posłuchać dawno niegrającej w Warszawie zjawiskowej Amerykanki Kate Liu.
Występy na żywo – bo były przecież też transmisje w radiowej Dwójce i online – były dostępne dla garstki szczęśliwców. Szykowane z ogromnym trudem imprezy już w trakcie ich trwania dopadło wprowadzenie żółto-czerwonej strefy pandemicznej, w których może być jedynie zapełnionych 25 proc. miejsc na widowni. Gdy taki nakaz wprowadzono, trzeba było z dnia na dzień wielu posiadaczy biletów informować, że nie mogą przyjść na koncert czy spektakl. Dla organizatorów to najbardziej frustrująca konieczność, znacznie gorsza od innych perturbacji.
Ludzie spragnieni są kontaktu z muzyką na żywo, czego nie zastąpi nawet najdoskonalszy streaming. Radość obcowania z nią czuło się w sali Filharmonii Narodowej, którą dzieliły się obie imprezy. Nie przeszkadzały maski na twarzy, a bywalcy koncertów wiedzą już, że polskie sale są miejscem bezpiecznym i zorganizowanym wręcz wzorowo. Możemy równać się z perfekcyjnymi Niemcami, gdzie przeprowadzono badania, z których wynika, że przy ścisłych rygorach sanitarnych powiększenie liczby widzów jest możliwe.