Nie każdy zdaje sobie sprawę, że spódnica była atrybutem mody męskiej. W średniowieczu mężczyźnie wystarczył kawałek materiału omotany w talii i można było ruszać do boju. Kobiety owijały się szczelnie zwojami materii, które musiały je okrywać od piersi do ziemi. Z czasem mężczyźni zdecydowali, że spódnice są im niewygodne. Nie wiadomo, czy chodziło o podwiewanie i niedostatki bielizny, czy przyczyna była głębsza. Elementem męskiego stroju spódnice pozostały jeszcze w Szkocji, ale dzisiaj kilty przywdziewane są tylko na tradycyjne uroczystości. Na co dzień  sromotnie przegrały ze spodniami. Wyjątek stanowią tropiki. Tam bajecznie kolorowe lub wykonane z trawy spódnice noszą zgodnie obie płcie.

Kobiety zaopiekowały się spódnicami na dłużej. Dopiero ostatnio rezygnują z nich na korzyść spodni. Kariera spódnicy może mieć związek z jej długością. Kiedy już okazało się, że obowiązujący model nie musi sięgać ziemi, to dopuszczono do głosu trzy długości. Dzięki temu nawet dzisiaj możemy mieć spódnicę mini, midi i maxi. Możemy ją dopasować do swojej figury, tak aby podkreślić jej walory i zatuszować mankamenty.

Spódnica to jedyny fragment garderoby, który może kobiecie bardziej pomóc niż zaszkodzić. Umiejętne dobranie długości, fasonu, materiału i jego wzór spowoduje, że nasza figura „zmieni” się w oczach. Tym bardziej dziwi, że kobiety nie chcą już spódnic.

Czym tłumaczą swoją niechęć? Często chodzi o przysłowiowe „oczko w pończosze”. Nosząc spodnie nie musimy się martwić stanem rajstop i podarte w tramwaju nie spędzają nam snu z powiek. Kłopoty z zakupem rajstop młodsze panie znają już tylko z opowieści swoich matek, ale nie wynaleziono jeszcze takich, którym oczko nie zdarza się w ogóle. Nawet jeśli w torebce (biurku, na półce) leżą jakieś zapasowe, to zawsze kiedyś to oczko poleci.