Bridget po rozwodzie

Po roli panny Jones – niezbyt pięknej, niezbyt szczupłej, skazanej na „emocjonalnych popaprańców” i notorycznie pakującej się w kłopoty Renée Zellweger stała się ulubienicą publiczności, zwłaszcza pań. Bo przecież nikt nie jest doskonały i każdy czeka na miłość

Publikacja: 23.10.2008 05:34

Bridget po rozwodzie

Foto: BEW

O tym, jak Renée przygotowywała się do roli Bridget, krążą legendy. Że przytyła dziesięć kilo. Że szlifowała z trenerem brytyjski akcent. Że przez kilka tygodni incognito pracowała w londyńskim wydawnictwie, by poczuć klimat. Że media na Wyspach krzywiły się na Amerykankę w roli typowej Brytyjki... Po premierze nikt już nie wydziwiał, a Renée triumfowała. Lepszą Bridget trudno sobie wymarzyć.

– Szczerze mówiąc, sama byłam zaskoczona propozycją – mówi Zellweger. – Polubiłam Bridget, gdy tylko przeczytałam książkę Helen Fielding. Cała dyskusja w gazetach chyba jeszcze mnie zdopingowała. Ale najbardziej mobilizujący był fakt, że miałam zagrać postać, z którą utożsamiały się tysiące kobiet.

Cztery lata po sukcesie „Dziennika Bridget Jones” (2001) Zellweger ponownie wcieliła się w Bridget w sequelu „W pogoni za rozumem”. Znów przytyła, ale pytania dziennikarzy najwyraźniej już ją zniecierpliwiły: – Nie wiem, skąd wzięły się plotki, że wahałam się, czy znów zagrać Bridget, bo nie chciałam tyć i chudnąć. W tym zawodzie to nic nadzwyczajnego. Jak nowa fryzura czy nauka akcentu. Fizyczna zmiana bardzo pomaga tworzyć postać. Mogę śmiało powiedzieć, że im bardziej wymagająca jest ta zmiana, tym końcowy efekt lepszy.

Zellweger lubi wyzwania. Gdy otrzymała propozycję zagrania Roxie Hart w musicalu „Chicago” (2002), nie wahała się, chociaż nigdy specjalnie nie interesowała się tańcem ani śpiewem. Jako mała dziewczynka wzięła wprawdzie kilka lekcji baletu, ale szybko z nich zrezygnowała. Przed rozpoczęciem zdjęć pracowicie trenowała przez kilka miesięcy. Kreacja w „Chicago” przyniosła aktorce nominację do Oscara i zasłużony Złoty Glob.

Urodziła się w 1969 r. na przedmieściach Houston w Teksasie. Jest Amerykanką, ale nawet oryginalne rysy zdradzają, że ma ciekawe pochodzenie. Rodzice są emigrantami z Europy, ojciec – Szwajcarem, matka – Norweżką z domieszką krwi lapońskiej. Po raz pierwszy spotkali się... na statku, którym płynęli do USA, gdzie miał się ziścić ich amerykański sen. Renée od dziecka uwielbiała sport, w szkole została cheerleaderką.

Miała być dziennikarką, w końcu jednak zdecydowała się na aktorstwo. Zagrała w kilku niezależnych filmach, a w 1993 r. przeniosła się do Los Angeles. Żeby zarobić na życie, pracowała m.in. jako kelnerka w barze ze striptizem. Przełomem była rola w filmie Camerona Crowe’a „Jerry Maguire” (1996) u boku Toma Cruise’a. Potem przyszły kolejne ciekawe propozycje, zagrała m.in. w dramacie „Jedyna prawdziwa rzecz” (1998), komediach „Ja, Irena i ja” oraz „Siostra Betty” (2000). W 2004 r. trzecia z rzędu oscarowa nominacja zamieniła się wreszcie w statuetkę – za rolę w kostiumowym melodramacie „Wzgórze nadziei”.

W życiu prywatnym gwieździe wiedzie się znacznie gorzej. Wyraźnie nie ma szczęścia do mężczyzn i ciągle czeka na swojego pana Darcy’ego. Była związana m.in. z Jimem Carreyem i Jackiem White’em z zespołu The White Stripes. Parę lat temu zrobiło się głośno o ekspresowym małżeństwie. Para młoda, Renée i piosenkarz country Kenny Chesney, sakramentalne „tak” powiedziała sobie w bajkowej scenerii – na plaży jednej z karaibskich wysp. Ale czar szybko prysł. Ledwie gazety zdążyły wydrukować zdjęcia z ceremonii, a już było po małżeństwie, które zostało anulowane po kilku miesiącach... Ech, ten Hollywood!

[i]Bridget Jones: W pogoni za rozumem. 20.15 | tvp 1 | sobota[/i]

[i]Biały oleander. 23.05 | tvp 1 | niedziela[/i]

O tym, jak Renée przygotowywała się do roli Bridget, krążą legendy. Że przytyła dziesięć kilo. Że szlifowała z trenerem brytyjski akcent. Że przez kilka tygodni incognito pracowała w londyńskim wydawnictwie, by poczuć klimat. Że media na Wyspach krzywiły się na Amerykankę w roli typowej Brytyjki... Po premierze nikt już nie wydziwiał, a Renée triumfowała. Lepszą Bridget trudno sobie wymarzyć.

– Szczerze mówiąc, sama byłam zaskoczona propozycją – mówi Zellweger. – Polubiłam Bridget, gdy tylko przeczytałam książkę Helen Fielding. Cała dyskusja w gazetach chyba jeszcze mnie zdopingowała. Ale najbardziej mobilizujący był fakt, że miałam zagrać postać, z którą utożsamiały się tysiące kobiet.

Pozostało 80% artykułu
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”
Kultura
WspółKongres Kultury: trudna prawda o artystach i rządzie
Kultura
Festiwal Eufonie to sieć muzycznych powiązań
Kultura
Co artyści powiedzą o władzy
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Kultura
Dyrektor państwowego instytutu złożyła rezygnację. Teraz ją wycofuje i oskarża ministerstwo