Kradzione nie tuczy

Akcja „Rzeczpospolitej“ „Ratujmy dwory polskie“ trwa od ponad dwóch lat.

Publikacja: 10.03.2009 00:49

Od ponad 20 lat byli właściciele ziemscy, w ogóle byli właściciele, czekają na ustawę reprywatyzacyjną.

Ostatni projekt ustawy (zgłoszony w listopadzie 2008 r.) przygotowany pod kierownictwem wiceministra skarbu Krzysztofa Łaszkiewicza (który od lat współtworzy kolejne projekty) tak został skrytykowany przez Radę Legislacyjną, że w efekcie nie wyszedł poza ministerstwo. Organizacje poszkodowanych zgodnie mówią o braku woli politycznej w przeprowadzeniu ustawy. Zresztą, co ważne dla akcji „Rz“, projekt ten nie zakładał żadnych zwrotów obiektów w naturze, zatem ustawa i tak nie brałaby w opiekę resztek założeń dworskich, które są w stanie rozsypki. Z 10 tysięcy obiektów przed wojną zostało ok. 1000.

Najdziwniejsza w postępowaniu rządów po 1989 roku jest niechęć do stworzenia prawa, które realnie ratowałoby popadające w ruinę zabytki architektury polskiej. Ministerstwo Kultury zajmuje się co prawda ich dokumentacją, ale to tylko obraz rzeczywistości materialnej, a nie sama rzeczywistość. Nie słyszałam o żadnej deklaracji ministra Bogdana Zdrojewskiego na temat konieczności ratowania ostatnich dworów i założeń parkowych zapisanych w literaturze i historii. Minister skarbu Aleksander Grad pozwala, by resztki pięknych obiektów - skarbów państwa polskiego popadały w ruinę. Ministrowi rolnictwa Markowi Sawickiemu zależy tylko by Agencja Nieruchomości Rolnych popegeerowskie dwory sprzedawała z zyskiem.

O wiele dworów od kilkunastu lat procesują się i upominają polscy obywatele, którzy mogliby odtworzyć ich przerwany los. Problem tych nieruchomości, co do których są roszczenia potomków dawnych ziemian, powinien być rozwiązany na mocy osobnej ustawy.

Bo nie o oddanie 5 czy 10 procent wartości tu chodzi, ale o dobro narodowe. Nie jestem pewna jednak, czy dla ministrów to pojęcie jest zrozumiałe.

Te ruiny wymagają zwykle kolosalnych nakładów. Ani Agencja Nieruchomości Rolnych, ani Skarb Państwa, ani gminy (najczęstsi dziś właściciele) nie kwapią się wziąć ich na siebie. Nie oddają też obiektów dawnym właścicielom.

Znamy z akcji „Rzeczpospolitej“ wiele takich przypadków.

Znamy też wiele przypadków, o których byli właściciele mówią – paserstwo państwowe – sprzedaży obiektów z roszczeniami spadkobierców, których nie stać na skorzystanie z prawa pierwokupu. Komuniści zabrali, a wolne państwo sprzedało jak swoje.

To szczególnie przykre zjawisko nieliczenia się z prawami Polaków okradzionych po II wojnie.

Losy nieoddanych dworów dobitne dowodzą prawdziwości przysłowia: „kradzione nie tuczy“.

Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze