Zygmunt Kaczkowski, pisarz i konfident

Był jednym z królów polskiej powieści historycznej – zanim nastał Sienkiewicz, który zdeklasował wszystkich swoich rywali. Dzisiaj mniej pamięta się o licznych powieściach Zygmunta Kaczkowskiego, a bardziej o niesławie, która okryła jego nazwisko. Niesławie, którą przypieczętowały dokumenty odkryte po śmierci twórcy.

Publikacja: 08.01.2019 15:25

Zygmunt Kaczorowski

Uratowany spod szubienicy

Przyszedł na świat w roku 1825. Pochodził ze szlacheckiej rodziny Kaczkowskich herbu Pomian. Jego ojciec zarządzał dobrami w Cisnej w Bieszczadach, należącymi do Aleksandra Fredry; był również właścicielem niewielkiego majątku w Bereżnicy Wyższej. Zygmunt studiował we Lwowie, Wiedniu i w Lipsku i pierwsze literackie prace ogłaszał w popularnym lwowskim „Dzienniku Mód Paryskich”. Na pierwsze sukcesy powieściopisarskie przyjdzie czas dopiero po trzydziestym roku życia.

Obaj Kaczkowscy – ojciec i syn – wzięli udział w powstaniu krakowskim 1846 roku. O mały włos nie przypłacili tego życiem. Schwytani przez Austriaków i uwięzieni, zostali skazani na karę śmierci. Uwolnienie od kary i więzienia przyniósł wybuch Wiosny Ludów, która również nie przyniosła Polakom upragnionej wolności. Zygmunt i w tym zrywie aktywnie uczestniczył, jednak tym razem nie spotkały go za to represje.

Dwie klęski, dwa przegrane powstania odarły go ze złudzeń, że w drodze walki zbrojnej uda się wywalczyć niepodległość. Do takich wniosków doszli i najpotężniejsi galicyjscy politycy, jednak nie każdy posunął się tak daleko, jak Kaczkowski. Ale o tym za chwilę.

Pisarz i konspirator

W latach pięćdziesiątych Kaczkowski rozwinął swój talent jako powieściopisarza. Popularność zdobyły jego (dzisiaj kompletnie zapomniane) utwory obyczajowe, ale prawdziwy sukces przyniosły powieści historyczne. Barwne obrazy z dziejów dawnej Rzeczypospolitej, pisane w stylu gawędy szlacheckiej, zdradzają prawdziwy talent pisarski. Najbardziej popularny był cykl „Ostatni z Nieczujów”, po ogłoszeniu którego Kaczkowskiego okrzyknięto królem powieści historycznej. Dopiero sukcesy Henryka Sienkiewicza – autora innego, zdecydowanie większego formatu – zepchnęły w cień Kaczkowskiego. Galicyjski pisarz bronił się jak mógł, wytykał Sienkiewiczowi błędy, próbował rywalizować z nim kolejnymi powieściami, lecz, oczywiście, bez skutku.

Zanim jeszcze Sienkiewicz ze swoją „Trylogią” przyćmił Kaczkowskiego, jego postać stała się przedmiotem skandalu. Wydawało się, że rosnący w siłę ruch patriotyczny w Królestwie Polskim jeszcze raz odmienił poglądy pisarza, który w swoich utworach sprzed kilku lat wyśmiewał rodzimych demokratów i zwolenników konspirowania. Za opublikowanie patriotycznej odezwy został jesienią 1861 roku skazany na siedem lat ciężkiego więzienia, lecz w rok później cesarz Franciszek Józef skorzystał wobec niego z prawa łaski. Po wybuchu powstania styczniowego Zygmunt Kaczkowski zaangażował się w pomoc zrywowi – chociaż zastrzegał, że nie wierzy w jego sukces. Pomagał dzięki swoim kontaktom, prowadząc biuro w Wiedniu.

Sprawiedliwość po śmierci

Jesienią 1863 roku powstańczy wywiad przejął szyfrowaną depeszę władz austriackich, w której Kaczkowski figurował jako tajny agent. W styczniu 1864 roku sąd obywatelski skazał pisarza na banicję, podkreślając, że jest „łotrem” i że nawet kara śmierci byłaby dla niego niewystarczająca. Kaczkowski zaprzeczył oskarżeniom, deklarując gotowość publicznego oczyszczenia się z zarzutów. Sugerował, że dekonspirujące go dokumenty nie są prawdziwe, sugerował wręcz prowokację policji. Rząd Narodowy, nie dysponując innymi dowodami na współpracę literata z Austriakami, uwolnił go od zarzutów i przeprosił.

Kiedy w 1896 roku Kaczkowski umierał, dla społeczeństwa był dobrym patriotą. Pamiętano go jako płodnego autora lubianych ongiś powieści, zaś nieszczęśliwa sprawa nie rzucała cienia na pamięć o nim. Po ćwierćwieczu ten osąd diametralnie się zmienił. Upadek Austro-Węgier otworzył sekretne archiwa dla historyków, również polskich. Lwowski historyk Eugeniusz Barwiński dotarł do akt tajnych współpracowników policji politycznej. Wśród dokumentów była i opasła teczka z raportami „Heubauera” – tak brzmiał pseudonim Kaczkowskiego. Okazało się, że przez niemal dekadę Kaczkowski raportował na temat polskiej konspiracji, działań i planów emigracji, ustalał szczegóły działań (dziś powiedzielibyśmy: gier operacyjnych) z oficerami. Z dokumentów wyłonił się obraz sumiennego, inteligentnego i cennego agenta.

Kaczkowski nie robił tego (prawdopodobnie) dla pieniędzy. We własnym mniemaniu chciał uchronić Galicję przed nieszczęściem kolejnego powstania. Słabe to jednak usprawiedliwienie. Galicyjscy konserwatyści, wrodzy próbom powstańczym, umieli jednak zachować lojalność wobec narodu. Balansując między żądzą popularności a własnymi, antypowstańczymi poglądami, Kaczkowski wybrał rozwiązanie najgorsze. I zapłacił za to, chociaż po śmierci. Do powieści Kaczkowskiego zaglądają przede wszystkim historycy literatury, a on sam zajął miejsce w niesławnym poczcie konfidentów państw zaborczych. Nie dowiemy się dokładnie, ile osób za jego „bezinteresowną” współpracę zapłaciło więzieniem lub śmiercią.

Marcin Rosołowski

Materiał promocyjny powstał we współpracy z Fundacją XX. Czartoryskich

Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace