Uchodził za niedościgłego mistrza akwareli. Potrafił też naśladować efekt wodnych barwników w gęstych, olejnych farbach. Uważał się za realistę, trudno jednak nie zauważyć wpływu impresjonizmu na jego sztukę. Zresztą, miał „plenerowe” predyspozycje. Chłopskie dziecko, nie lubił miejskiego życia. Dla dobrego samopoczucia potrzebował bezpośredniego kontaktu z przyrodą. Malował ją we wszystkich porach roku, ale wyspecjalizował się w zimie. Genialnie odtwarzał śnieg mieniący się mnóstwem odcieni błękitu w ostrym słońcu mroźnego dnia.
Hitem komercyjnym, ale też wielkim osiągnięciem malarskim Fałata był motyw pól pokrytych grubym kożuchem śniegu, z wijącym się strumykiem. Powracał do tego wątku kilkadziesiąt razy, czyniąc zeń niemal znak firmowy.
W tych słynnych zimowych krajobrazach daremnie szukać śladu człowieka. Odwrotnie – we wcześniejszych scenach myśliwskich, w których ludzie i przyroda odgrywają role równorzędne. Zaczął od „reportażu” z polowania na niedźwiedzia w radziwiłłowskim Nieświeżu w 1886 roku.
Od pobytu w Nieświeżu wielokrotnie podejmował tematykę myśliwską. Najchętniej w zimowej scenerii. Z upodobaniem umieszczał akcję na tle naturalnej „kurtyny” kresowych gąszczy i kniei.
Rzecz znamienna – artysta nie zajmował się drobną zwierzyną. Jak przystało na prawdziwego mężczyznę, za godnych przeciwników człowieka uważał tylko potężne bestie, miśki, jelenie, łosie. Zmagania z nimi wymagały fizycznego wysiłku, przemyślności, odwagi. Tylko takie sytuacje dostarczały uczestnikom i obserwatorom maksimum napięcia.