Wirtualny szczyt Unii trwał w środę trzy godziny. Nie był on jednak poświęcony wyłącznie kryzysowi białoruskiemu, ale także nielegalnemu wydobyciu przez Turcję gazu we wschodniej części Morza Śródziemnego oraz zamachowi stanu w Mali. Taki warunek postawiły z jednej strony Grecja i Cypr, a z drugiej Francja.
Uniknąć ukraińskiego błędu
Przed spotkaniem liderka opozycji Swiatłana Cichanouska w dwuminutowym wystąpieniu po angielsku opublikowanym na YouTubie zaapelowała do europejskich przywódców o „wsparcie odrodzenia białoruskiego narodu”.
– Pan Łukaszenko stracił wszelką legitymizację tak w oczach naszego narodu, jak i świata – oświadczyła, prosząc o pomoc w przeprowadzeniu „pokojowego przekazania władzy”.
Jednak przywódcy Unii tylko do pewnego stopnia posłuchali tego apelu.
– Unia stoi za białoruskim narodem. Te wybory nie były ani wolne, ani uczciwe. Nie uznajemy ich wyniku – oświadczył po spotkaniu przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Nie chciał jednak rozstrzygnąć, czy jeśli do ponownych wyborów nie dojdzie, Unia przestanie uznawać Aleksandra Łukaszenkę za legalnego przywódcę kraju. O to, poza Cichanouską, kilka godzin wcześniej apelował litewski parlament.