– Nie chodzi nam o eskalację, interesują nas poprawne stosunki – powiedział premier Andrej Babiš, ogłaszając decyzję.
Od początku tygodnia gwałtownie narastał kryzys w stosunkach obu państw. W Czechach ujawniono część raportu służb specjalnych na temat eksplozji w składach amunicji w Vrběticach (w pobliżu granicy ze Słowacją) w październiku 2014 roku. Okazało się, że był to zamach terrorystyczny dokonany przez oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.
Wymiana ciosów
Dwaj z nich – znani pod nazwiskami Rusłan Boszirow i Aleksandr Pietrow – brali później udział w próbie zamordowania za pomocą broni chemicznej Siergieja Skripala w brytyjskim Salisbury w 2018 roku. Teraz i czeska policja rozesłała za nimi listy gończe.
Czesi wyrzucili z kraju 18 rosyjskich dyplomatów pod zarzutem działalności szpiegowskiej i dywersyjnej. W odpowiedzi Rosja usunęła 20 Czechów z ambasady w Moskwie, paraliżując pracę przedstawicielstwa (zostało tam tylko pięciu dyplomatów) – znacznie mniejszego niż rosyjskie w Pradze.
Prezydent Miloš Zeman i premier początkowo próbowali na tym zakończyć konflikt. Ale parlament (od którego zależy mniejszościowy rząd Babiša) zażądał ostrych kroków odwetowych. Senat rozważał nawet zerwanie „traktatu o przyjaźni i współpracy" z Rosją z 1993 roku i domagał się pozostawienia w rosyjskiej ambasadzie tylko jednego dyplomaty. Prezydent stał się obiektem ataków: w środę wieczorem na ścianie jego siedziby zamku na Hradczanach wyświetlono napis „Velozrada" (Zdrada państwowa). W końcu Zeman i Babiš publicznie nazwali zamach w Vrběticach „aktem państwowego terroryzmu" i zgodzili się na podjęcie dalszych kroków.