– Papież był do niej przywiązany, a ona do papieża. Tylko że takich przywiązanych do Jana Pawła II, jego ulubieńców, było w Krakowie znacznie więcej. Ale ona wyskoczyła ze swą książką i stało się o tym głośno. To wynika z jej charakteru. Zawsze musiała być najlepsza.
[srodtytul]Brat Karol[/srodtytul]
Ks. Karola Wojtyłę poznała najprawdopodobniej w 1950 roku. 29-letnia Półtawska, studentka medycyny na Uniwersytecie Jagiellońskim, z czasem specjalizująca się w psychiatrii, szukała kapłana, z którym mogłaby się podzielić swoim niepokojem. Weszła do kościoła Mariackiego, uklękła przy konfesjonale. I, jak twierdzi, od razu wiedziała, że wróci jeszcze do tego księdza, bo on, jak żaden dotychczas, ją rozumie. Jednak dokładna data tego spotkania, a nawet rok, w jej wspomnieniach nie pada, co pokazuje, że nie przeczuwała jeszcze, jak ten moment zaważy na jej życiu. Na zakończenie spowiedzi ksiądz, późniejszy papież, powiedział: „Przyjdź rano na mszę św., przychodź co dzień”.
Źródłem niepokojów, które długo nosiła w sobie, była wojna. Gdy wybuchł konflikt, mieszkała w Lublinie. Była zdolną 18-latką, której wszystko było wolno, absolwentką szkoły urszulanek. Jako harcerka włączyła się w konspirację – została łączniczką Związku Walki Zbrojnej. W lutym 1941 r. aresztowało ją gestapo. Przeszła przez hitlerowską kaźń w zamku w Lublinie, a następnie na cztery lata trafiła do obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück. Była królikiem doświadczalnym. Jedną z kobiet, na których dokonywano bestialskich eksperymentów – podczas operacji wstrzykiwano w nogę bakterie groźnych chorób zakaźnych.
„Śmierć po operacji albo egzekucja – tak czy inaczej czekała nas śmierć” – notowała w książce pamiętniku „I boję się snów”, który spisała po wyjściu na wolność w czerwcu i lipcu 1945 roku. „I zaraz po pierwszej nocy stwierdziłam rzecz przerażającą: codziennie, a raczej co noc, śnił mi się Ravensbrück – przy tym jaskrawość snów i jakaś olbrzymia ich plastyczność sprawiały, że nie można było odróżnić, czy to sen czy dalszy ciąg obozu (...). Wreszcie napięcie tych nocy tak wzrosło, że po prostu przestałam się kłaść: nie mogłam znieść snów o obozie...” – pisała we wstępie do pierwszego wydania książki, która w druku ukazała się w 1961 roku. Po napisaniu pamiętnika obozowe sny przestały ją dręczyć. Pojawiały się już tylko w chwilach wielkiego zmęczenia.
– To jest bardzo silna kobieta – mówi bp Tadeusz Pieronek, który po wielu latach od lektury wciąż jest pod wrażeniem tej książki. – Trzeba pamiętać, że obóz koncentracyjny odciska się na charakterze bardzo mocno.