9 czerwca Polacy udali się do lokali wyborczych, by oddać głos w wyborach europejskich. I jak przy okazji każdych ostatnich wyborów, w internecie rozkwitł tzw. bazarek. W jego ramach internauci podawali rzekome cząstkowe wyniki wyborów, ukrywając partie pod nazwami produktów, np. Koalicja Obywatelska była określana jako kolendra albo kompot, PiS ukrywano pod nazwą pistacji, a Trzecia Droga funkcjonowała jako Zbyszko 3 Cytryny.
Teoretycznie jest to nielegalne, bo w wyborcze weekendy w Polsce obowiązuje cisza wyborcza. Nie można wówczas prowadzić agitacji ani podawać sondaży poparcia. Za to ostatnie grozi do miliona złotych grzywny. W praktyce cisza jest jednak nagminnie łamana, a wkrótce może ona całkowicie zniknąć. Zastanawiają się nad tym senatorowie.
Czytaj więcej
Argumentów za zniesieniem ciszy wyborczej w erze powszechnej cyfryzacji, internetu, sztucznej inteligencji i daleko posuniętej globalizacji jest bez liku. A za ciszą wyborczą przemawia w zasadzie jeden jedyny argument, ale śmiem twierdzić, że ważny. Wręcz coraz ważniejszy.
Prace nad zniesieniem ciszy wyborczej ruszyły za sprawą petycji skierowanej do Senatu
Pod koniec września w senackiej Komisji Petycji ruszyły prace nad petycją wniesioną przed Fundację Dobre Państwo. Ta ostatnia twierdzi, że cisza wyborcza jest powszechnie obchodzona w internecie, a poza tym istotnie wpływa na zmniejszenie frekwencji. „Agitacja powinna trwać do końca. Każdy głos waży. Komu służą retorsje wobec aktywizacji społecznego zainteresowania się polityką?” – pyta w petycji fundacja.
W trakcie dyskusji w komisji senatorowie nie mogli dojść do wspólnego stanowiska. Za utrzymaniem ciszy wyborczej opowiedział się Michał Seweryński z PiS. Częściowo postulaty z petycji poparła za to senator Jolanta Piotrowska z KO. – Rozwój nowych technologii, szczególnie mediów społecznościowych, i również rozwój cywilizacyjny, pomysłowość komitetów wyborczych doprowadzają do tego, że często pojęcie ciszy wyborczej jest fikcją – powiedziała.