Zawieszona przez prezesa PiS-u przewodnicząca partyjnego klubu w sejmiku województwa zachodniopomorskiego i wieloletnia radna w Szczecinie Małgorzata Jacyna-Witt, publikując głośny wpis na Twitterze o swym nieobciążonym kulturą i znajomością rzeczy pojmowaniu gry w golfa, tylko potwierdziła tezę, że sport ten i polityka to nad Wisłą na razie połączenie nieudane.
Reakcja większości środowiska golfowego na słowa pani radnej była jednoznaczna: takie wpisy dramatycznie szkodzą dyscyplinie, która ledwie odżyła w powojennej Polsce na początku lat 90. Nie było z tym łatwo, bo to kapitał zagraniczny musiał zauważyć całkowity brak pól do gry w przechodzącym istotne przeobrażenia kraju. Jednak zauważył. W połączeniu z zapałem ówczesnych polskich pionierów dyscypliny, którzy poznawali uroki golfa podczas wakacji i pracy zagranicznej, a potem zapragnęli tej zabawy także u siebie, dało się rozpocząć ten sportowy renesans.
We współczesnej Polsce kojarzono golf z bieżącym życiem politycznym już kilka razy
Nikt przesadnie nie krył, że w polskiej wersji było to początkowo zajęcie dla bardziej majętnych osób, ale przecież nie tylko. Budowali polski golf także tacy, którzy pierwszy kij robili z patyka i kawałka sklejki, a piłek podobnych do prawdziwych wyszukiwali wśród dziecięcych zabawek. Byli inni, którzy pierwsze dołki wytyczali w polu za stodołą i oni także mają pełne prawo czuć się zasłużonymi budowniczymi dyscypliny.
Długoletni powojenny rozbrat z golfem zrobił jednak swoje, powszechna wiedza na temat gry jest nadal nikła, znacznie łatwiej idzie powielać stereotypy, nierzadko z czasów, gdy państwo ludowe zaorywało te nieliczne greeny i fairwaye, które jakoś przetrwały II wojnę światową.