Frederic Billet ma w tym roku bardzo pracowite wakacje. Szef protokołu zarówno urzędu prezydenta, jak i Ministerstwa Spraw Zagranicznych powinien już się pakować, bo za kilka tygodni będzie nowym ambasadorem Francji w Warszawie. Ale na razie ma inny priorytet: organizację 19 sierpnia wizyty rosyjskiego przywódcy. Władimir Putin zostanie przyjęty w rezydencji francuskich przywódców w Forcie Brégançon u wybrzeży Prowansji, spektakularnej twierdzy położonej na wysepce na Morzu Śródziemnym i połączonej tylko wąską groblą z kontynentem.
– To miejsce pozwala się odizolować i przyjąć zagranicznych przywódców, co zrobię z Władimirem Putinem – zapowiedział pod koniec ubiegłego tygodnia Emmanuel Macron.
Inicjatywa już sama w sobie jest kontrowersyjna, bo Francja, razem z Niemcami, miała w ramach procesu z Mińska wywierać na Rosji maksymalną presję, aby oddała Ukrainie jeśli nie Krym, to przynajmniej Donbas.
– Putin skorzysta z każdej okazji, która pozwoli mu wykazać, że nie jest izolowany, mimo iż nie idzie na żadne ustępstwa – mówi „Rzeczpospolitej" Eric Andre Martin, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI), który pracował jako dyplomata w Warszawie.
Ale spotkanie w Brégançon nabierze jest bardziej wątpliwego wydźwięku, jeśli dwa tygodni później Macron nie pojawi się w Polsce u boku prezydenta USA Donalda Trumpa i Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera na obchodach 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej.