Fale radiowe nie byłyby do tego przydatne, ponieważ ziemska materia nie przepuszcza fal elektromagnetycznych. W sondzie powinien być zastosowany nadajnik fal dźwiękowych w rodzaju kowadełka i uderzającego w nie młoteczka (technika zaobserwowana przez etnologów, plemiona żyjące na skraju pustyń zwabiają w ten sposób owady i robaki, czyli pożywienie). Sonda opadałaby do środka ziemi mniej więcej przez tydzień, naturalnie nie mogłoby być mowy o tej wędrówce bez pomocy jakiegokolwiek silnika, gdyby nie grawitacja.
Science - fiction
Podobną zasadę wykorzystali twórcy jednego z filmów z gatunku science-fiction - "Chiński syndrom" ; po awarii w elektrowni, rdzeń reaktora nuklearnego przebija ściany komór osłaniających, zagłębia się we wnętrzu Ziemi, po czym wynurza się na powierzchnię na drugiej półkuli, na antypodach. Awaria w amerykańskiej elektrowni atomowej Three Mile Island, na dwa tygodnie przed premierą filmu, przyczyniła się do jego ogromnego sukcesu.
Można tu także wspomnieć nowelę "Żelazne serce" Joela Champetiera; autor opowiada o ekipie, która zanurza się do jądra Ziemi pojazdem Aiguille ( Igła) z ekstremalnie gęstym i wytrzymałym kadłubem "hyperfluide z efektem kwantowym na powierzchni", wytrzymującym gigantyczne ciśnienie panujące we wnętrzu globu. W pobliżu środka Ziemi ciśnienie jest wiele tysięcy razy większe od tego jakie panuje na dnie najgłębszych rowów oceanicznych, oraz miliony razy większe od ciśnienia atmosferycznego.
Kadłub Igły musiałby także izolować załogę od wysokiej temperatury we wnętrzu Ziemi - dorównującej temperaturze na powierzchni Słońca. Z tego punktu widzenia, kadłub, którego powierzchnia byłaby bardzo "refleksyjna", to znaczy "odbijająca", byłby dobrą opcją.
Kadłub Igły prawdopodobnie powinien być podwójny, tak jak podwójna jest ścianka termosu; pusta warstwa, najlepszy izolator termiczny, oddzielałaby dwie ścianki z jakiegoś futurystycznego ultrawytrzymałego materiału. Co zapewne nie zwalniałoby konstruktorów od zaprojektowania odpowiednio przystosowanej klimatyzacji...
Nie niemożliwe
Prof. David Stevenson przyznaje, że pierwsza faza jego projektu czyli utworzenie odpowiedniej szczeliny, z technicznego punktu widzenia, to wielka niewiadoma. Jego pierwsza propozycja polegała - po prostu - na zdetonowaniu ładunku nuklearnego w starannie wybranym miejscu, ładunek miałby siłę kilku megaton. Ale obecnie skłania się do częściowego wykorzystania już istniejącej naturalnej szczeliny, aby zrezygnować z ładunku nuklearnego, cieszącego się fatalną opinia, i ograniczyć się do klasycznych materiałów wybuchowych.
Świat nauko zrozumiał już i pogodził się z tym, że podróż do środka Ziemi jest zadaniem niewyobrażalnie wręcz trudnym, jeśli liczyć się z realiami techniki i geofizyki. Natomiast dla kogoś, kto jest w tej dziedzinie neofitą, propozycja Davida Stevensona pozostaje fascynująca, nawet mimo tego, że specjaliści przyjęli ją chłodno. Projekt ten wymagałby dalszych bardzo szczegółowych studiów. Nie mniej, trzeba przyznać, że wprawdzie jest "mało prawdopodobny, ale nie niemożliwy". Co więcej, może się nawet wydawać skromny w porównaniu z gigantycznymi wysiłkami podejmowanymi w celu eksploracji Księżyca czy Marsa.