Papież Franciszek od początku agresji Rosji na Ukrainę jest na cenzurowanym. Najpierw przez kilka dni zarzucano mu, że milczy. Potem, że nie wskazuje jasno i wyraźnie agresora, czyli Rosji i jej prezydenta Władimira Putina. Nie spodobała się wizyta ojca świętego w ambasadzie Rosji przy Watykanie, krytycznie oceniono także jego rozmowę z patriarchą Cyrylem.
Dostrzegano owszem gesty papieża, takie jak np. kilkukrotne wezwania do pokoju czy całowanie ukraińskiej flagi przywiezionej z Buczy. Ale inne posunięcia, m.in. zaproszenie Rosjanki i Ukrainki do wspólnego niesienia krzyża podczas drogi krzyżowej w Koloseum czy stwierdzenie, że „wszyscy jesteśmy winni” wojnie, rozgrzewały opinię publiczną do czerwoności.
Czytaj więcej
Papież Franciszek powiedział w wywiadzie dla Corriere della Sera, że węgierski premier Victor Orban powiedział mu podczas spotkania pod koniec kwietnia, że rosyjski prezydent Władimir Putin planuje zakończyć inwazję na Ukrainę 9 maja – w Dzień Zwycięstwa Rosji.
Poziom emocji osiągnął swój szczyt w ub. tygodniu, gdy na łamach włoskiego dziennika „Corriere della Sera” opublikowano wywiad z papieżem Franciszkiem. Rozważając powody, dla których Władimir Putin zdecydował się na agresję zbrojną, Bergoglio stwierdził, że jednym z nich mogło być „szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO”. – To złość. Nie wiem, czy została sprowokowana, ale może tak ułatwiona – mówił.
Rozgrzane emocje
Słowa te odbiły się szerokim echem w całym świecie. – Wywiad papieża dla „Corriere della Sera” jest dramatyczny. Franciszek mówi, że chce jechać do Moskwy, by spotkać się z Putinem, ale nie pojedzie do Kijowa, by spotkać się z jego ofiarami. Papież za powód agresji uznaje „być może szczekanie NATO pod drzwiami Rosji”. Nie wiem, co jest gorsze w tym wywiadzie: naiwność, nieznajomość świata czy szczerość... – komentował publicysta Tomasz Terlikowski.