Episkopat dał sobie kolejną szansę na dotrzymanie obietnic

Kościelna komisja ds. pedofilii, której założenia przygotowywano dwa lata, nie powstała. Biskupi „kupili” sobie czas. Ale komisja musi powstać, bo jest ostatnią szansą na to, by Kościół odzyskał wiarygodność. Kolejnej nie będzie.

Publikacja: 17.03.2025 21:48

Episkopat dał sobie kolejną szansę na dotrzymanie obietnic

Foto: Adobe Stock

Smutny „prezent” otrzymały w Środę Popielcową ofiary kościelnej pedofilii i wszyscy, którym leży na sercu oczyszczenie polskiego Kościoła z wieloletnich win oraz zaniedbań i choć częściowe odzyskanie przezeń wiarygodności. Opinia Rady Prawnej Konferencji Episkopatu Polski (KEP) na temat długo przygotowywanych dokumentów, na podstawie których miałaby działać kościelna komisja do spraw pedofilii, pokazała, że polski Kościół najwyraźniej nie jest gotowy spojrzeć prawdzie w oczy, a jeszcze mniej uderzyć się w pierś i zadośćuczynić ofiarom zbrodni księży i zaniedbań hierarchów. Zakończone w piątek obrady 400. plenum KEP nie do końca zmieniły to wrażenie.

Co złego w kościelnej komisji ds. pedofilii dostrzegli prawnicy Episkopatu Polski?

Ktokolwiek spowodował ujawnienie opinii publicznej dokumentów dotyczących powołania „Komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim w Polsce”, z pewnością zaskarbił sobie zasługi w niebie – oraz wdzięczność jednej z konkurujących frakcji w KEP. Postąpił przy tym ewangelicznie – czytamy wszak w Ewangelii św. Łukasza: „nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome (Łk 12,2)”. Opinia Rady Prawnej jest bowiem tak niemerytoryczna, że najwyraźniej sprowokowanie na jej temat publicznej dyskusji w przededniu jubileuszowego plenum KEP, na którym biskupi mieli zająć się sprawą powołania komisji, uznano za jedyną szansę na uratowanie projektu, za którym stoi prymas Polski, delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, abp Wojciech Polak. Projektu, w którego przygotowanie z jego inicjatywy włożono wiele pracy i w związku z którym rozbudzono wiele nadziei. A także złożono pewne obietnice.

Tymczasem Rada Prawna KEP na końcowym etapie przygotowań do powołania komisji, zamiast przedstawienia rzeczowej opinii prawnej co do rozwiązań przyjętych w przygotowanych przez pracujący pod egidą prymasa zespół dokumentach – „Statucie” oraz „Zasadach działania” komisji – zdecydowała się zakwestionować sam sens jej powołania. Użyła przy tym argumentów, które obnażyły sposób myślenia i intencje przynajmniej części polskiego episkopatu. Dowodzą bowiem, że potrzeba zbadania i publicznego ujawnienia rozmiaru i zakresu zjawiska kościelnej pedofilii w ostatnich 80 latach winna zdaniem Rady Prawnej ustąpić przed ryzykiem poniesienia przez biskupów konsekwencji dziesięcioleci nieprawidłowości i ukrywania przestępstw.

W opinii Rady Prawnej komisja nie powinna bowiem zostać powołana m.in. dlatego, że jej ustalenia mogłyby dostarczyć materiału do pozwów cywilnych przeciwko podmiotom kościelnym. W świetle tego argumentu zrozumiały staje się opór Rady przed zaakceptowaniem propozycji prymasa Polaka, aby prace komisji objęły okres „od 1945 r. do momentu powołania komisji”, gdyż – tu cytat słów prymasa przytoczony w dokumencie Rady – „nie da się zbadać tylko przeszłości, nie odnosząc się do teraźniejszości, ponieważ sprawy, które wydają się tylko historyczne, ostatecznie takimi nie są, gdyż często prowadzą do konieczności podjęcia działań dzisiaj”. Najwyraźniej więc to, co jest dziś jasne i naturalne dla prymasa Polski, dla osób zajmujących się skutkami pedofilii, osób zaangażowanych w pomoc ofiarom, wreszcie dla wszystkich przyzwoitych ludzi – mianowicie oczywisty fakt, że osoby odpowiedzialne tak za same zbrodnie na małoletnich, jak i za ich ukrywanie, winny ponieść konsekwencje swojego postępowania – dla członków Rady Prawnej polskiego Episkopatu jest powodem, by starać się nie dopuścić do ujawnienia zdarzeń mogących takie konsekwencje spowodować. Tylko tak bowiem można wyjaśnić nacisk Rady na ograniczenie prac ewentualnej komisji wyłącznie do kwestii historycznych. Wszak przy odpowiednim zawężeniu okresu objętego tymi pracami powinno udać się – przynajmniej w większości przypadków – skorzystać z szansy na przedawnienie… Albo doczekać śmierci już nie tylko sprawców, ale i skrzywdzonych.

Biskupi nie wiedzieli, za czym podnosili ręce?

Paradoksalnie ta wątpliwa moralnie obawa przed konsekwencjami pozwala dostrzec pewien element pozytywny. Najwyraźniej dotarło oto do świadomości polskiego kościoła hierarchicznego, że już także w Polsce nie da się unikać odpowiedzialności za instytucjonalne zaniedbania skutkujące krzywdą ofiar. Doniosła w tym rola konsekwentnego orzecznictwa polskich sądów, które w sprawach o odszkodowania za czyny księży pedofilów słusznie stosują wynikającą z kodeksu cywilnego zasadę odpowiedzialności kościelnych osób prawnych (które, jak może nie wszyscy wiedzą, co do zasady posiadają w Polsce także osobowość prawną na gruncie prawa cywilnego) za czyny osób, którym powierzają one wykonywanie czynności w swoim imieniu. Oznacza to możliwość dochodzenia odszkodowań i zadośćuczynienia za czyny pedofilii popełniane przez księży w związku z ich funkcją kościelną nie tylko od nich samych, ale także od parafii czy diecezji, do których należą, a bez której to przynależności nie funkcjonowaliby w świadomości społecznej w autorytecie reprezentowanej instytucji, nie mieliby dostępu do dzieci i możliwości kontaktu z nimi. Kolejny wyrok zapadły niedawno w sprawie molestowania i zaniedbań w diecezji bielsko-żywieckiej dowodzi, że mamy do czynienia z ustabilizowaną już linią orzeczniczą, dającą ofiarom realne szanse na uzyskiwanie przynajmniej finansowego zadośćuczynienia za doznane krzywdy.

Czytaj więcej

Estera Isakowska: Nie bijcie biskupim nas pierścieniem

Kościelni prawnicy zakwestionowali także inny istotny aspekt funkcjonowania komisji. Zarzucili przygotowanej koncepcji eksponowanie śledczego charakteru komisji w miejsce jej zadania naukowo-historycznego. Miałoby o tym świadczyć m.in. dopuszczenie stosowania takich środków zbierania materiałów, jak: przesłuchiwanie świadków, w tym także biskupów, analiza dotychczasowej praktyki postępowania w diecezjach oraz instytucjach kościelnych (tu Rada Prawna obawia się dokonywania oceny obowiązujących przepisów i działań oraz osób) czy podejmowanie współpracy z organizacjami pozarządowymi lub osobami fizycznymi (tu z kolei zdaniem Rady brak kontroli mógłby doprowadzić do współpracy z osobami nieżyczliwymi kościołowi). Pod względem metodologicznym ten zarzut Rady budzi bardzo poważne zastrzeżenia. Kwestionowane metody należą bowiem do standardowego warsztatu pracy badaczy historii najnowszej. Wśród nich znajdują się m.in. wykorzystywanie relacji świadków historii czy analiza otoczenia prawnego badanych zjawisk społecznych. Jak podkreśla wybitny mediewista, były rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Przemysław Wiszewski, właśnie rezygnacja z tych metod byłaby oznaką braku profesjonalizmu i rodziłaby ryzyko pominięcia źródeł istotnych dla efektów pracy komisji historycznej. Okazuje się więc, że obawa przed utratą przez episkopat kontroli nad sposobem pracy niezależnej przecież w założeniu komisji, umożliwienie jej choćby traktowania biskupów jako niepodlegających szczególnej „ochronie” świadków prowadzi Radę Prawną do wniosków sprzecznych z wiedzą naukową… Ukryty cel uświęca zatem niestety w tym wypadku środki.

Czytaj więcej

Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych

Wreszcie – o czym wspomnieć można na zasadzie pewnego kuriozum – Rada Prawna podała de facto w wątpliwość stan świadomości polskich biskupów głosujących w marcu 2023 roku za przystąpieniem do prac nad powołaniem do życia komisji do spraw pedofilii, twierdząc, iż mimo że biskupi głosowali, to „uchwała w tej sprawie nie została spisana i charakter podjętej decyzji budzi wątpliwości”. Należy zatem zapytać, gdzie byli podczas obrad eksperci prawni, skoro dopuścili do trybu głosowania, który mogą teraz kwestionować?

Biskupi komisji nie odrzucili, ale…

Lakoniczne wypowiedzi po zakończeniu jubileuszowego plenum KEP nie dają odpowiedzi na pytanie o konkretny kierunek dalszych prac. Pozytywnie należy odnotować, że biskupi nie zamknęli drogi do powołania komisji. W tym aspekcie wypowiedzi tak przewodniczącego KEP abp. Tadeusza Wojdy, jak i abp. Wojciecha Polaka wydają się być jednoznaczne. Niepokoją natomiast zawarte w komunikacie i wypowiedziach odesłania do bliżej nieokreślonej przyszłości oraz mocne podkreślanie jedynie historycznego charakteru komisji. Może to oznaczać zarówno próbę odwleczenia powołania komisji w czasie, jak i chęć zawężenia jej kompetencji zgodnie z przywołaną argumentacją Rady Prawnej jedynie do odległej, „bezpiecznej” dla hierarchów historii. Nie taki był jednak pierwotny cel i zamysł powołania komisji. Nie taki jest postulat osób skrzywdzonych w Kościele, zawarty w ich liście do Konferencji Episkopatu Polski i będący przedmiotem rozmów podczas spotkania na Jasnej Górze w listopadzie 2024 r. Komisja powinna być utworzona teraz, badać cały powojenny okres i mieć silny mandat, dający jej prawdziwą niezależność w całym okresie funkcjonowania.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Spotkanie biskupów ze skrzywdzonymi przez pedofilów. Coś się wreszcie zmienia w Kościele

Dobrze się zatem stało, że dyskusja nad dokumentami, na podstawie których komisja ma działać, będzie kontynuowana i przechodzi obecnie w kolejną fazę. Dokumenty te bowiem – wspomniany już „Statut” oraz „Zasady działania” – w brzmieniu, w jakim zostały przedstawione tak Radzie Prawnej, jak i ostatniemu plenum KEP, były na tyle ogólne, niespójne, częściowo wewnętrznie sprzeczne, niezupełne i chaotyczne, że nie powinny być w tym kształcie podstawą działania komisji. Nie dawałyby jej ani gwarancji niezależności, ani sprawnego funkcjonowania. Powinny one zostać zasadniczo przepracowane, tak co do ich podstawowych założeń, jak i systematyki oraz przyjętych rozwiązań organizacyjnych i prawnych. Powinny wreszcie zostać wyposażone w brakujące „oprzyrządowanie” prawne, o którym wspominają obydwa projekty, a którego na obecnym etapie brakuje. Odsyłanie bowiem w kluczowych kwestiach funkcjonowania komisji na przykład do umów, które dopiero w przyszłości miałyby być zawarte czy to z samą Konferencją Episkopatu Polski, czy z jej agendami powoduje, że niezależność komisji w chwili jej powoływania będzie jedynie iluzoryczna i będzie mogła być następczo ograniczana przez KEP poprzez narzucanie wygodnych dla niej postanowień umownych.

Jaka powinna być komisja?

Czytaj więcej

Abp Wojciech Polak: Wśród biskupów nikt nie neguje problemu wykorzystania seksualnego

By spełnić swoje zadanie komisja musi otrzymać od biskupów rzeczywistą niezależność oraz szeroki, precyzyjnie określony i nienaruszalny w toku jej działalności mandat. Mandat stanowiący z dniem powołania komisji i zatwierdzenia jej statutu jednoznaczne uprawnienie do podejmowania czynności, jakie komisja uzna za potrzebne do realizacji swojego zadania, a jednocześnie wiążące zobowiązanie wszystkich biskupów oraz przełożonych zakonnych do umożliwienia jej działania bez konieczności uzyskiwania jakichkolwiek dodatkowych zezwoleń, akceptacji czy zgód na dostęp do osób, archiwów, dokumentów i danych. Tego warunku nie spełniają dotychczas wypracowane dokumenty. Zawierają one w tym zakresie luki i „furtki” dające możliwość następczego ingerowania w swobodę prowadzenia przez komisję badań.

Przewodniczący jako organ komisji, powinien mieć pozycję w pełni autonomiczną, obwarowaną systemowymi gwarancjami niezależności. Oznacza to konieczność doprecyzowania zarówno procedur jego powoływania i odwoływania, jak i wprowadzenie jednoznacznych zasad stwierdzania wystąpienia przesłanek przerwania jego kadencji. Maksymalnie wyeliminować należy tu wszelką uznaniowość, wprowadzając w jej miejsce zobiektywizowane mechanizmy ocenne, oparte na precyzyjnie określonych kryteriach.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?

Przez cały okres działania komisja powinna mieć zapewnioną niezależność finansową. Komisja będzie komisją kościelną, więc to episkopat wyłoży środki na jej działanie. Nie może to być jednak „wsparcie finansowe”, o jakim mowa jest dotychczas, a zobowiązanie bezwarunkowe do zapewniania komisji w każdym roku jej działalności budżetu wystarczającego na podejmowanie wszystkich działań, których potrzeba realizacji pojawi się w toku pracy komisji. Z chwilą przekazania środków komisji powinny one pozostawać w jej wyłącznej dyspozycji, bez możliwości jakiejkolwiek ingerencji z zewnątrz w kierunki i sposób ich wykorzystywania. Jednocześnie jednak należy nałożyć na komisję obowiązki sprawozdawcze, umożliwiające następczą, publiczną weryfikację prawidłowości wydatkowania środków. Jest to normalny mechanizm kontrolny, którego w dotychczasowej konstrukcji komisji zabrakło – podobnie jak kolegialności podejmowania decyzji majątkowych o doniosłym znaczeniu. Obydwa te rozwiązania winny zastąpić typowe dla struktur kościelnych jedynowładztwo, przyznane w aktualnej propozycji jednoosobowo przewodniczącemu komisji.

Wreszcie, tak w świetle uwag do opinii Rady Prawnej episkopatu, jak i dyskusji o metodach pracy komisji, jej współpracy z innymi organami, organizacjami i osobami, trzeba jasno stwierdzić, że komisja ds. pedofilii w polskim Kościele, postrzegana jako gremium złożone z fachowych przedstawicieli kilku dyscyplin naukowych – historyków, prawników, socjologów – powołane do zbadania określonego zjawiska w określonym czasie, nie będzie tworem dotąd niespotykanym w metodologii badań naukowych. Powinna więc ona posługiwać się wypracowaną i powszechnie stosowaną metodologią pracy ze źródłami, dostępu do archiwaliów, zbierania świadectw od osób mających istotną dla sprawy wiedzę, ochrony tajemnicy i informacji poufnych, ochrony danych osobowych itp. We wszystkich tych zakresach zasady i metody pracy komisji winny opierać się na zasadach wypracowanych i uznawanych za standardowe w dziedzinach, których prace komisji będą dotyczyć. Wprowadzanie tu zasad i standardów innych niż powszechnie obowiązujące i akceptowane nie powinno mieć miejsca i musiałoby być postrzegane jako próby wypaczenia niezależności i obiektywizmu jako naczelnych zasad funkcjonowania komisji.

Komisja jest jednorazową i niepowtarzalną szansą na rozprawienie się z problemem pedofilii

Wydaje się także, że z góry powinien zostać określony minimalny zakres końcowego raportu komisji. Przeciwko temu postulatowi można oczywiście podnieść argument, iż trudno jest przed poznaniem rozmiarów badanego zjawiska określać treść sprawozdania z jego badania. Broni się ta propozycja jednak, jeśli założyć, że ów zakres minimum miałby być kolejną gwarancją szerokiego zakresu badań komisji postrzeganego przez pryzmat jej niezależności i braku podatności na różnorakie sugestie i oczekiwania kierowane pod jej adresem w czasie jej prac.

Czy i na ile prace nad zasadami powołania i działania kościelnej komisji pójdą w tak nakreślonym kierunku? Przekonamy się w najbliższym czasie, choć liczonym raczej w miesiącach niż tygodniach. Istotne jest, by frakcja sceptyków w łonie Konferencji Episkopatu Polski dała się przekonać, że powołanie kościelnej komisji ds. pedofilii jest jednorazową i niepowtarzalną szansą na rozprawienie się z problemem i wkroczenie na drogę stopniowego odzyskiwania wiarygodności przez polski Kościół hierarchiczny. Drugiej nie będzie.

Albo więc zostanie powołana niezależna, profesjonalna grupa ekspertów, obdarzona zaufaniem i pracująca zgodnie z uznanymi standardami naukowymi, która opracuje i opublikuje niezależny raport zawierający pełne ustalenia, niezależnie od tego, jakie potencjalnie skutki będą mogły wywołać – albo powstanie twór kadłubowy, „listek figowy” episkopatu nie mający jakiegokolwiek znaczenia i szans na poważne potraktowanie tematu – i na bycie poważnie potraktowanym przez opinie publiczną. Utrata wizerunku i zaufania będzie jednak w takim wypadku nieodwracalna.

Autor

Krzysztof Bramorski

Radca prawny, działacz społeczny. Był zaangażowany w organizację spotkania Skrzywdzonych z biskupami na Jasnej Górze. W 2010 r. odznaczony Orderem Uśmiechu. Jest także konsulem honorowym Luksemburga.

Smutny „prezent” otrzymały w Środę Popielcową ofiary kościelnej pedofilii i wszyscy, którym leży na sercu oczyszczenie polskiego Kościoła z wieloletnich win oraz zaniedbań i choć częściowe odzyskanie przezeń wiarygodności. Opinia Rady Prawnej Konferencji Episkopatu Polski (KEP) na temat długo przygotowywanych dokumentów, na podstawie których miałaby działać kościelna komisja do spraw pedofilii, pokazała, że polski Kościół najwyraźniej nie jest gotowy spojrzeć prawdzie w oczy, a jeszcze mniej uderzyć się w pierś i zadośćuczynić ofiarom zbrodni księży i zaniedbań hierarchów. Zakończone w piątek obrady 400. plenum KEP nie do końca zmieniły to wrażenie.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kościół
Podcast „Rzecz w tym”: Komisja ds. zbadania pedofilii – ostatnia szansa dla Kościoła w Polsce
Kościół
Franciszek w szpitalu obchodzi rocznicę wyboru, Watykan na rozdrożu
Kościół
Zabrali Kościołowi, dali mniejszościom. Symboliczny gest rządu
Kościół
W mieszkaniu księdza odbyła się orgia. Jest decyzja Watykanu
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Kościół
Kard. Dziwisz zaprzecza zarzutom ws. molestowania. Duchowny był szantażowany?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń