Joe Biden starał się zachować wstrzemięźliwość tak długo, jak to było możliwe. Choć Rosja zawiesiła udział w porozumieniu New START, które ogranicza liczbę strategicznych rakiet jądrowych do 1550 po stronie Moskwy i Waszyngtonu, Amerykanie wciąż trzymają się tych zobowiązań. W marcu 2022 roku Biden odwołał z kolei manewry z udziałem sił jądrowych, aby w delikatnym momencie – tuż po rozpoczęciu rosyjskiej ofensywy w Ukrainie – Kreml nie pomyślał, że USA szykują się do atomowego armagedonu.
Jednak wiosną tego roku prezydent podpisał nową strategię obronną, która zakłada gotowość USA do jednoczesnego odparcia ataku jądrowego ze strony Rosji, Chin i Korei Północnej. Chodzi o układ, w którym Putin decyduje się na użycie broni jądrowej przeciw któremuś z krajów NATO, zmuszając Stany Zjednoczone do bezpośredniej odpowiedzi. Korzystając z tego, że Amerykanie zajmują się czymś innym, Xi rozpoczyna inwazję na Tajwan, a Kim Dzong Un – na Koreę Południową.
Czytaj więcej
Wchodzimy w wyjątkowo niebezpieczną dla przyszłości ludzkości epokę. Możemy się jednak pocieszać, że nowa amerykańska doktryna obronna zakłada, że USA nie odwrócą się od Europy ku Azji i nie zostawią nas na pewno na pastwę Putina. Bo zagrożenie ze strony Rosji i Chin zaczynają traktować nierozłącznie.
Tyle że dziś Ameryka, która ma około 3,8 tys. pocisków jądrowych, nie dysponuje odpowiednią ich liczbą, aby stawić czoła takiemu zagrożeniu.
W 1986 roku zanotowano na świecie maksymalną łączną liczbę pocisków jądrowych: około 70 tys. Jednak seria porozumień rozbrojeniowych, zaczynając od tych zawartych przez Michaiła Gorbaczowa i Ronalda Reagana, doprowadziła do ograniczenia tej liczby do łącznie 12 tys.