Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zapowiedział, że w piątek Władimir Putin przeprowadzi w Moskwie „szczegółową rozmowę” z Łukaszenką. W czwartek białoruski dyktator niespodziewanie zaprosił do siebie dziennikarzy, również z mediów zachodnich. Zapytany przez dziennikarza BBC o to, czy po raz kolejny udostępni terytorium kraju do inwazji na Ukrainę, odpowiedział: „Tak, jestem gotów udostępnić”. Wypowiedź ta została jednak później wycięta z komunikatu rządowego.
Białoruski dyktator po raz kolejny uzasadniał rosyjską agresję na Ukrainę. Zapewniał jednak, że własnych wojsk nad Dniepr nie zamierza wysyłać. – Jestem gotów prowadzić wojnę wraz z Rosjanami z terytorium Białorusi, ale pod warunkiem, że choć jeden żołnierz wejdzie na nasze terytorium z bronią, by zabijać moich ludzi – groził.
Nad Dnieprem zapewnienia Łukaszenki traktowane są z dystansem. – Nie bardzo ufam Łukaszence, bo mówi jedno, a robi drugie. Wypowiedzi o tym, że nie zaatakuje Ukrainy, jeśli Ukraina nie zaatakuje Białorusi, oznaczają, że może zorganizować prowokację i oskarżyć Kijów o agresję – mówi „Rzeczpospolitej” Witalij Portnikow, znany ukraiński politolog i publicysta.
Czytaj więcej
Aleksandr Łukaszenko oświadczył, że jest gotów zorganizować spotkanie prezydentów USA i Rosji w M...
Łukaszenko „nie wierzy w porażkę Rosji” w wojnie, ale zarazem nie wyklucza, że Kreml „może nie zwyciężyć”. Ostrzega przed wojną nuklearną i nawołuje do pokoju. Z Moskwą, jak twierdzi, można się porozumieć, ale pod warunkiem że Rosja pozostanie na okupowanych terenach.