Donald Trump sam dał nam miarę, wedle której powinniśmy ocenić efekt jego wojny handlowej z Chinami. To wydana przed 32 laty książka „The Art of the Deal" („Sztuka rokowania"). Można w niej przeczytać, że dobry negocjator zawsze gra o maksymalną stawkę, zakłada najgorsze, maksymalizuje opcje działania, używa „dźwigni", utrzymuje pod kontrolą koszty, odgrywa się. No i dobrze się bawi. W tym świetle wyniki pierwszej fazy rokowań z Chinami nie wypadają dla Ameryki źle.
Trump nie tylko okazał się pierwszym od czasów Richarda Nixona prezydentem, który zrozumiał, jakim zagrożeniem dla Stanów jest rosnąca potęga Chin, ale też oparł się nastawionym na krótkoterminowy zysk amerykańskim koncernom i rzucił Pekinowi rękawicę. To jest „gra o maksymalną stawkę", nawet jeśli na razie jej efekty są ograniczone.
Ale prezydent Trump uznał także, że ten spór warto na chwilę zawiesić, aby nie wpłynął na wynik przyszłorocznych wyborów. W ten sposób, jeśli sam przegra walkę o reelekcję, tę tytaniczną pracę będzie musiał podjąć już jego następca – to jest właśnie utrzymywanie pod kontrolą kosztów i zakładanie najgorszego.
Pod naciskiem Białego Domu Xi Jinping poszedł na istotne ustępstwa, przede wszystkim gdy idzie o otwarcie rynku usług finansowych dla amerykańskich banków. Tak się stało, bo Amerykanie wiedzieli, że chiński przywódca nie może pozwolić sobie na ryzyko recesji w Chinach i potrzebuje jak najszybciej powrotu na amerykański rynek eksportowy. To jest właśnie użycie dźwigni i maksymalizacja opcji działania.
Przez cztery dekady Chiny wykorzystywały fakt, że Stany działają na krótką metę – od wyborów do wyborów – i trudno się im pogodzić z nawet przejściowym załamaniem mocy nabywczej konsumentów, czym musi skutkować nałożenie ceł na import chińskich towarów. Ale teraz się okazało, że chiński reżim jest w przynajmniej równym stopniu uzależniony od eksportu do Ameryki, kradzieży jej technologii i praw autorskich. Bo pamiętając, jak skończył żywot Związek Radziecki, Pekin nie może sobie pozwolić na niezadowolenie własnych konsumentów. To jest właśnie „odgrywanie się" w wersji Trumpa.