Polska AD 2020 ma bowiem nie tylko stałych sojuszników na poziomie państw, ale nawet na poziomie konkretnych osób. Kiedy nasi są górą – możemy dzięki temu uchodzić za najwierniejszych z wiernych, co Donald Trump w czasie swojej kadencji na stanowisku prezydenta USA podkreślał wielokrotnie. Problem w tym, że wszystko wskazuje na to, iż była to jego pierwsza i ostatnia kadencja.
USA zawsze były dla niepodległej Polski ważnym sojusznikiem, a w ostatnich latach stały się sojusznikiem najważniejszym – co jest pokłosiem sporu z Brukselą, który pociąga za sobą napięcia w relacjach z Niemcami i Francją, a także wyjścia z UE Wielkiej Brytanii, która jeszcze w expose Witolda Waszczykowskiego z 2016 roku miała być naszym najważniejszym sojusznikiem w Unii. Nie wyszło – stawiamy więc na kartę amerykańską. W zasadzie bez posiadania niczego innego w zanadrzu.
I w takiej konfiguracji międzynarodowej politycy partii rządzącej, tudzież osoby z kręgu tejże (Jacek Kurski) w czasie kampanii wyborczej w sojuszniczym państwie jednoznacznie wskazują, którego kandydata lubią bardziej, a którego mniej – przy czym mniej lubią polityka od miesięcy będącego faworytem sondaży.
4 listopada, dzień po wyborach w USA, wspomniany już wcześniej Waszczykowski mówi w TVN24, że wolałby, aby wybory prezydenckie w USA wygrał Donald Trump ponieważ „za jego kadencji relacje polsko-amerykańskie rozwinęły się do bardzo korzystnych", a „w przypadku (wygranej Joe) Bidena może być powrót do jakichś fochów, jak to było za czasów (Baracka) Obamy, nie jest to nam potrzebne”. Z kolei prezes TVP, Jacek Kurski, tego samego 4 listopada pisze na Twitterze o „pięknym poranku”, który zwiastuje wygraną Trumpa i „powstrzymanie pochodu lewicowej rewolty”.
Kurski przywiązał się do swojej prognozy tak bardzo, że „Wiadomości” z 7 listopada były pewnie jedynym serwisem informacyjnym europejskiej telewizji, który o rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich w USA poinformował dopiero po kilkunastu minutach zastrzegając, że wygraną dają Bidenowi „niektóre media”. Te „niektóre media” to w zasadzie wszystkie amerykańskie media, łącznie z konserwatywnym Fox News. W USA nie ma też żadnej PKW, która ogłaszałaby wynik wyborów – bo te de facto rozstrzygnie dopiero Kolegium Elektorów, ale to pewnie mało istotne fakty. W „Wiadomościach” Trump jeszcze nie przegrał – i basta. Jego prawnicy będą mieli jakiś argument, gdy sprawa wyborów trafi do Sądu Najwyższego.