Oczywiście australijski zakaz budzi wiele kontrowersji i pytań. Po pierwsze – o skuteczność. Młodzi ludzie dziś niemal rodzą się ze smartfonem w ręku. Pod względem biegłości korzystania z technologii zawsze będą o krok przed poprzednimi pokoleniami, ponieważ technologia rozwija się dziś w tak zawrotnym tempie, że nawet milenialsi wydają się pokoleniu Z przybyszami z epoki komputera łupanego. A skoro tak, to można być pewnym, że młodzi znajdą sposób, by zakaz obchodzić. A przynajmniej będą intensywnie szukać.
Media społecznościowe: Czy da się zawrócić rwącą rzekę?
Po drugie – czy da się zawrócić bieg rwącej rzeki? Media społecznościowe przenikają dziś nasze życie w sposób, którego nie osiągnęła żadna wcześniejsza technologia. Naszą cywilizację rewolucjonizował druk, maszyna parowa, elektryczność, radio i telewizja, ale nigdy przemiany nie zachodziły tak szybko, jak po pojawieniu się smartfonów, szerokopasmowego internetu i właśnie mediów społecznościowych. Dziś – niemal niezależnie od wieku – jesteśmy w świat nowych mediów uwikłani, zatopieni w nim, przeniesieni do niego do tego stopnia, że tylko umownie można nazywać ten świat rzeczywistością wirtualną. To jest nasza rzeczywistość. I teraz mamy powiedzieć młodym: nie, nie, dozwolone od lat 16. Idź pokop piłkę albo pobaw się na trzepaku z kolegami. To może się nie udać.
Czytaj więcej
Nasz mózg nie nadąża za technologią, a my nie jesteśmy w stanie z niej zrezygnować. Musimy wprowadzać zasady higieny cyfrowej, by ograniczyć ponoszone szkody.
Po trzecie wreszcie – czy nie wylewamy dziecka z kąpielą? Media społecznościowe nie są czystym złem. Dla wielu osób, mających problemy z nawiązywaniem kontaktów, stanowią narzędzie socjalizacji. Można w nich znaleźć grupę wsparcia, jeśli np. młody człowiek nie jest akceptowany przez rówieśników ze swojego najbliższego otoczenia. Można spotkać osoby, które myślą i czują tak jak dany nastolatek czy nastolatka – i nie czuć się wyalienowanym. Czy naprawdę chcemy im to zabrać?
Dlaczego dzisiejsze media społecznościowe powinny budzić nasz lęk?
Ale minusy australijskiego rozwiązania nie powinny przesłonić jego plusów. A te są oczywiste. Po pierwsze – zwraca ono uwagę na problem. Tak, mamy problem. Wszyscy. Media społecznościowe z niewinnych platform służących szukaniu kolegów i koleżanek z licealnej klasy czy pochwaleniu się nową fryzurą, stały się maszynkami do konsumpcji naszego czasu. Algorytmy podsuwające nam pod nos to, co chcemy zobaczyć. „Lajki” łechczące naszą próżność. Nieprzerwany strumień rozrywki, którą możemy obserwować bez końca, przesuwając jedynie palcem po ekranie smartfona. Psychologiczne sztuczki, które mają nas uzależnić tak, jak hazardziści uzależnieni są od kolejnego zakręcenia ruletką, a narkomani – od kolejnej dawki narkotyku. A za wszystkim stoją wymykające się państwowym regulacjom, działające niezbyt transparentnie (algorytmy!) międzynarodowe korporacje. Powiedzieć, że powinniśmy odczuwać jednak pewien niepokój, to nic nie powiedzieć.