Szef komitetu organizacyjnego, a kiedyś wybitny reprezentant Niemiec Philipp Lahm widzi w tych mistrzostwach święto tolerancji i różnorodności oraz podkreśla, że choć jedna taka impreza nie uzdrowi świata, to piłka nożna musi odegrać swoją rolę w obronie demokracji. To rozsądne życzenie. Euro 2024 odbywa się bowiem w momencie, gdy populiści prężą muskuły i nie brakuje głosów, że nad Zachodem zbierają się czarne chmury.
Poparcie dla radykałów z Alternatywy dla Niemiec (AfD), Zgromadzenia Narodowego we Francji czy Partii Wolności w Holandii rośnie, a według sondażu stacji radiowo-telewizyjnej WDR 21 proc. Niemców chciałoby w reprezentacji więcej piłkarzy o jasnym kolorze skóry. To pokazuje, jak dużo zmieniło się za naszą zachodnią granicą od mundialu w 2006 roku, który był dla gospodarzy świętem inkluzywności, wspominanym do dziś jako „letnia bajka”.