Pisać o Argentynie jako o kraju stabilnym gospodarczo to jakby dowodzić dziś sensu przedkopernikańskiej teorii geocentrycznej. Argentyna, która na przełomie XIX i XX wieku należała do najbogatszych krajów świata, pierwszej prawdziwej fali kryzysu doświadczyła podczas globalnego załamania gospodarczego na przełomie lat 20. i 30. Wcześniej przez dekady była jednym (prócz USA) z dwóch głównych beneficjentów procesów migracyjnych z terenów Europy. Szybkiemu przyrostowi ludności i jeszcze szybszemu bogaceniu się głównie dzięki brytyjskim inwestycjom, a także neutralności w czasie wojny, towarzyszyły jednak poważne problemy społeczne – rosnąca rzesza robotników i coraz większa siła roszczeniowych związków zawodowych.
Juan Perón i pierwsze państwo socjalne
Pierwszy państwo socjalne próbował budować w Argentynie Juan Perón, ale doprowadził do gigantycznego zadłużenia gospodarki, która po okresie wojennej koniunktury straciła swoje rynki zbytu. Od tamtych czasów ta prężna niegdyś gospodarka i męczone korupcją oraz rządami kolejnych junt państwo przeżywały istną huśtawkę sprzecznych ze sobą strategii rozwoju. Dość powiedzieć, że kraj ten stał się symbolem niewydolności w obsłudze długu, kolejnych fali inflacji i zubożenia.
Czytaj więcej
Javier Milei, ultraliberalny ekonomista bez doświadczenia politycznego, zostanie nowym prezydentem Argentyny. To wyraz desperacji społeczeństwa doprowadzonego do nędzy przez lokalną odmianę nacjonalistycznego populizmu: peronizm.
Inflacja na poziomie 140 proc.
W swojej historii Argentyna bankrutowała już dziewięć razy, nie potrafiąc zaspokoić roszczeń wierzycieli, tylko w tym stuleciu już w 2001, 2014 i 2020 roku. W końcu lat 80. kraj doznał szoku 4000-proc. inflacji i choć na początku kolejnej dekady znów do władzy doszli zwolennicy prywatyzacji gospodarki, liberalizacji handlu zagranicznego i związania lokalnej waluty z dolarem, koszmar kryzysu wracał kilkakrotnie. Dzisiejsza Argentyna z inflacją na poziomie 140 proc., mimo że osiem razy większa od Polski, z liczniejszą populacją, ma niższy dochód narodowy, a PKB per capita wedle parytetu siły nabywczej mniejszy niemal dwukrotnie.