Artur Bartkiewicz: Polacy wybiorą tego, kto nie będzie rządził

Gdyby ktoś chciał jednym słowem powiedzieć, co zdominowało kampanię wyborczą przed październikowymi wyborami, tym słowem powinien być „strach”. Strach przed tym, że Polską będzie rządzić – w zależności od sympatii partyjnych wyborcy – Jarosław Kaczyński lub Donald Tusk.

Publikacja: 24.09.2023 13:59

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk

Foto: PAP/Lech Muszyński, Przemysław Piątkowski

Tak, PiS pokazał swoje konkrety – wiemy, że w wyborach walczymy o smaczne obiady w szpitalach i wycieczki szkolne do miejsc napawających młodych Polaków dumą narodową. Tak, swoje konkrety pokazała Koalicja Obywatelska – ta wręcz nas nimi zasypała, przez co trudno z marszu podać te najważniejsze. Swoje postulaty programowe przedstawiły Lewica i Polska 2050, w ten weekend konwencję miała Konfederacja. Ale koniec końców wszystko i tak sprowadza się do jednego – chodzi o to, aby nie rządzili oni, ci drudzy.

Czytaj więcej

Nowy spot PiS. Znów nawiązanie do filmu Agnieszki Holland "Zielona granica"

Wybory parlamentarne: Wszyscy straszą wszystkimi

PiS i Jarosław Kaczyński do spółki z Mateuszem Morawieckim i Zbigniewem Ziobrą straszą nas Platformą Obywatelską, Donaldem Tuskiem i Niemcami rzekomo wydającymi polecenia temu ostatniemu codziennie, od 7 rano, gdy PiS wypuszcza swój kolejny straszący powrotem Tuska do władzy spot wyborczy, aż do późnego wieczora, gdy okazuje się, że Tusk jest odpowiedzialny za wszystko złe, co stało się, co dzieje się i co dopiero się stanie. A że nie rządzi od ośmiu lat? Tym gorzej dla niego! Nie rządzi – i zobaczcie, ile zła czyni. Strach pomyśleć, co by było, gdyby rządził.

Po raz pierwszy po 1993 roku, gdy wprowadzono próg wyborczy, grozi nam tzw. zawieszony parlament – a więc parlament, w którym nie da się zbudować żadnej większości.

Z drugiej strony opozycja – z Donaldem Tuskiem na czele – też zaczyna i kończy na PiS-ie. W przypadku partii opozycyjnych jest to oczywiście znacznie bardziej uzasadnione, bo opozycja w demokracji ogólnie jest od punktowania rządu (poza światem TVP, gdzie opozycja powinna konstruktywnie wspierać przewodnią siłę narodu, jaką jest partia matka, bo w innym wypadku to warcholstwo, Targowica i ukryta opcja niemiecka), ale w tym punktowaniu PiS niknie jednak pozytywny przekaz, jakim partie opozycyjne czasem się chwalą, ale dyskretnie. Nie jest bowiem tak, jak przekonują politycy PiS-u, że opozycja pozytywnego programu nie ma. Ma, ale niespecjalnie przebija się z nim do świadomości wyborcy.

Kto pamięta, do jakiej wysokości emeryturę bez podatku proponuje KO? Kto dyskutuje na temat propozycji Lewicy, by wprowadzić 35-godzinny tydzień pracy? Kto debatuje o bonie zdrowotnym Konfederacji? Kto pamięta jeszcze, że dwa tygodnie temu Władysław Kosiniak-Kamysz postulował powrót do ustawy Wilczka? Nikt. Ale że Tusk nas zaleje nielegalnymi imigrantami, a PiS sprzedaje wizy na targowiskach w Afryce wie każdy wyborca obozu – odpowiednio – władzy i opozycji. I wie, że nie może wrócić to, co było (wyborca władzy) albo dalej już tak być nie może (wyborca opozycji). A jak ma być? A to się zobaczy – byle tamtym dać łupnia przy urnach.

Czytaj więcej

Trzaskowski: Kampania PiS oparta tylko na szczuciu, manipulacji i kłamstwie

Wybory parlamentarne: A może wszyscy przegrają?

W efekcie dokonywany przy urnach wybór staje się podobny w swojej istocie do „Modlitwy Polaka” z „Dnia Świra” Marka Koterskiego, która – w mocnych słowach, których nie będziemy tu cytować – sprowadzała się do tego, że chodzi o to, aby temu drugiemu było źle, a niekoniecznie o to, by nam było dobrze. Wybór jakiego mamy dokonać 15 października to wybór negatywny – mamy de facto wybrać nie tego, kto rządził będzie, lecz tego, kto rządził nie będzie. Wyborca PiS ma głosować na PiS po to, aby do władzy nie wrócił Donald Tusk. A wyborca opozycji ma wybrać jedną z trzech opozycyjnych partii, żeby Polską nie rządził Jarosław Kaczyński.

I tylko wyborca Konfederacji nie wie, jaki skutek przyniesie jego głos – może mieć jedynie pewność, że Konfederacja swojego maksymalistycznego programu nie zrealizuje, bo nie będzie miała z kim, a jeśli dojdzie do władzy, to tylko jako siła wynosząca do niej zarazem Jarosława Kaczyńskiego lub Donalda Tuska, choć to drugie wydaje się znacznie mniej prawdopodobne.

Nic więc dziwnego, że w świetle takiego wyboru, po raz pierwszy po 1993 roku, gdy wprowadzono próg wyborczy, grozi nam tzw. zawieszony parlament – a więc Sejm, w którym nie da się zbudować żadnej większości. Pytanie tylko, czy wtedy wszyscy poczują się wygrani dzięki temu, że utarli nosa politycznym rywalom, czy jednak w tych niespokojnych czasach wszyscy będziemy przegrani.

Tak, PiS pokazał swoje konkrety – wiemy, że w wyborach walczymy o smaczne obiady w szpitalach i wycieczki szkolne do miejsc napawających młodych Polaków dumą narodową. Tak, swoje konkrety pokazała Koalicja Obywatelska – ta wręcz nas nimi zasypała, przez co trudno z marszu podać te najważniejsze. Swoje postulaty programowe przedstawiły Lewica i Polska 2050, w ten weekend konwencję miała Konfederacja. Ale koniec końców wszystko i tak sprowadza się do jednego – chodzi o to, aby nie rządzili oni, ci drudzy.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki. Niby nie PiS, ale PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Trzaskowski i Nawrocki to tak naprawdę awatary Tuska i Kaczyńskiego
Komentarze
Michał Kolanko: Trzaskowski wygrywa z Sikorskim. Ale dla prezydenta Warszawy łatwo już było
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy prawybory w KO umocniły Rafała Trzaskowskiego?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie