Bogusław Chrabota: Rozpad Trzeciej Drogi oddali opozycję od władzy

Nieprzekroczenie progu pięciu procent przez działające osobno sztaby PSL i Polski 2050 Szymona Hołowni ostatecznie odebrałoby matematyczne szanse opozycji na wygraną.

Publikacja: 02.08.2023 16:41

Czy Donald Tusk jest w stanie przyciągnąć do siebie wyborców Szymona Hołowni?

Czy Donald Tusk jest w stanie przyciągnąć do siebie wyborców Szymona Hołowni?

Foto: PAP/Rafał Guz

Proszę mi darować to słowo; sądzę, że „grzebanie” przy koalicji Hołowni i PSL to z perspektywy wyników wyborów zabawa z zapałkami nad beczką prochu. I to nie ze względu na jakąś wyjątkową miętę do obu liderów. Znacznie ważniejsza jest przedwyborcza geografia polskiej sceny politycznej.

Czytaj więcej

Wewnętrzne badania Hołowni: PSL samodzielnie ma tylko 2 proc. poparcia

Formacja dość niefortunnie nazwana Trzecią Drogą uzupełnia ofertę opozycji, sytuując się na prawo od Koalicji Obywatelskiej i znacznie bardziej w centrum niż Konfederacja. Niezależnie od suflowanych przez obie wciąż skonfederowane partie sondaży, rozpad tego układu na pewno postawiłby wynik wyborczy obu parterów pod poważnym znakiem zapytania. A nieprzekroczenie progu pięciu procent przez działające osobno sztaby ostatecznie odebrałoby matematyczne szanse opozycji na wygraną.

Kto przejmie wyborców Trzeciej Drogi

Ktoś powie: natura nie lubi próżni, te głosy wezmą inni. Niektórzy zakładają, że pewnie sporo KO. Niekoniecznie. Cześć wyborców wygospodarowanych przez „premię za zjednoczenie” Polski 2050 i PSL w ogóle nie będzie głosować, a inni zwrócą się w stronę prawicy. Skąd to wiem? Ano stąd, że warunek progowy wejścia na listy KO ustawiony niegdyś przez Donalda Tuska (czy jeszcze aktualny?), czyli akceptacja prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży, jest nie do przyjęcia dla znacznej części elektoratu tradycjonalistycznego.

To prawda, że koalicje zacierają tożsamość liderów, ale skoro pewien proces się już zainicjowało, to trzeba go rozwijać

PiS będzie próbował tych wyborców kupić i zapewne część kupi; inni powiedzą: „nie mamy na kogo głosować” i do wyborów nie pójdą wcale. Tylko nikły procent zagłosuje na KO. To sformułowanie, niemal zaklęcie „nie mam na kogo głosować” słyszę zresztą zewsząd. To prawda, że koalicje zacierają tożsamość liderów, ale skoro pewien proces się już zainicjowało, to trzeba go rozwijać, kontynuować, a nie szukać pretekstów, by wycofać się w progi startowe.

Dlaczego Trzecia Droga okazała się tak trudna

Wracając do mariażu Hołowni z PSL, wynikał on z zamysłu czysto praktycznego; wy macie struktury, my mamy świeżość. Razem zbudujemy mocny projekt. Jak widać, nie jest to takie łatwe. A często bywa naprawdę karkołomne. Bo jak wytłumaczyć elektoratowi pozasystemowemu, że formacja, która chce go zagospodarować, bierze ślub z partią najbardziej systemową? Trudne to jak diabli i dlatego większość tego elektoratu już pożegnało inicjatywę Szymona Hołowni. Kto został? Lojaliści PSL i zwolennicy „cywilizowanego” konserwatyzmu, jak Aleksander Hall i Artur Balazs. Dla tych ostatnich to wybór racjonalny i pragmatyczny. I co wyjątkowo ważne: polityczna konstrukcja, której demolka będzie oznaczać koniec „premii ze zjednoczenie”. Czy to naprawdę tak trudne do zrozumienia?

Czytaj więcej

Gramatyka: Tarcia w Trzeciej Drodze? Pogłoski o problemach są mocno przesadzone

I jeszcze jedno; dziwią mnie te dąsy na pomysł doproszenia do stołu Michała Kołodziejczaka i jego AgroUnii. Z perspektywy „nie mam na kogo głosować”, czyli słabej wyrazistości liderów, Kołodziejczak może tylko uzupełnić talię asów Trzeciej Drogi. Chyba że właśnie tego się boją jej dotychczasowi liderzy.

Proszę mi darować to słowo; sądzę, że „grzebanie” przy koalicji Hołowni i PSL to z perspektywy wyników wyborów zabawa z zapałkami nad beczką prochu. I to nie ze względu na jakąś wyjątkową miętę do obu liderów. Znacznie ważniejsza jest przedwyborcza geografia polskiej sceny politycznej.

Formacja dość niefortunnie nazwana Trzecią Drogą uzupełnia ofertę opozycji, sytuując się na prawo od Koalicji Obywatelskiej i znacznie bardziej w centrum niż Konfederacja. Niezależnie od suflowanych przez obie wciąż skonfederowane partie sondaży, rozpad tego układu na pewno postawiłby wynik wyborczy obu parterów pod poważnym znakiem zapytania. A nieprzekroczenie progu pięciu procent przez działające osobno sztaby ostatecznie odebrałoby matematyczne szanse opozycji na wygraną.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich